1929: Mecz rugby przez radjo21.11.2015
TweetWładysław Hulanicki, Świat 5/1929
Londyn w styczniu
Fascynujące dwie godziny spędzone we własnym pokoju przy głośniku dają tak realnie przebieg wielkiego międzynarodowego spotkania, że gdy się pomyśli o tym kapuśniaczku co od rana uszczęśliwia Londyn, to raczej jest się zadowolonym, że ma się tyle przyjemności tak małym kosztem i wysiłkiem.
Takiej rzeczy warto się nauczyć, trzeba zresztą mieć do tego specjalne uzdolnienie. Jasnem jest, że robili to nie zawodowi speakerzy radjofoniczni, a wielcy znawcy gry.
Stale utrzymywana forma dialogu pomiędzy dwoma widzami pogłębia obrazowość. Przedewszystkiem w tygodniku radjowym zawczasu podano skład drużyn i boisko, podzielone na numerowane kwadraty, aby w każdej chwili można było zafiksować położenie piłki i w ten sposób uwypuklić przebieg meczu. Gdy się ma przed sobą taką mapkę bitwy, słyszy się poryk tłumu, jednocześnie wie gdzie jest piłka, w jakiej sytuacji, kto ją obecnie ma, to właściwie zamknąwszy oczy można sobie resztę duszy dośpiewać.
Oczywiście, że cały efekt zależy od sposobu prowadzenia tego djalogu. Trzeba przedewszystkiem na wyrywki znać nazwiska graczy, doskonale znać się na grze, a najważniejsze umieć prędko się orjentować i prędko i wyraźnie mówić. Momenty gry, te najciekawsze, następują po sobie z błyskawiczną szybkością, a więc, gdy ludzie, ilustrujący grę, potrafią, fotograficznie zafiksować wszystkie te momenty, nie przepuścić ani jednego najdrobniejszego bodaj wydarzenia - to jakby słuchacza magicznie przenieśli na boisko.
Fakty następują po sobie tak prędko, że czasami niepodobieństwem jest opowiadać z tą samą szybkością, wtedy speakerzy mówią razem. Tu właśnie tkwi sztuka, aby ta jednoczesna gadanina nie wyglądała jak niezrozumiały bełkot, czyli żeby słuchacz potrafił zrozumieć obydwóch. To nie jest łatwe, potrzebuje wielkiej wprawy, dobrej dykcji i nietuzinkowej zdolności wysłowienia się. Konstrukcja okresów zwięzła, krótkie, lapidarne wyrazy, barwność opisu, wielki zapas słów i znawstwo rzeczy - to są zalety tych dwóch osób, które w oszklonej budce z otwieranemi na cztery strony oknami, ilustrują przebieg gry.
Rzecz działa się w Twickenham, sześćdziesiąt tysięcy widzów. Zaczęto opowiadać za długo przed rozpoczęciem, jak jeszcze tłumy schodzić się zaczęły. Potem przyjechał nad wyraz popularny Książę Walji, wszedł na boisko, ściskał dłonie swoich walijczyków, którym patronuje, potem anglików - stychać wycie zadowolonego z tej parady tłumu, oklaski, jakieś dzwonki i grzechotki. Zależnie od natężenia i kierunku dochodzących dźwięków speakerzy otwierają lub przymykają skierowane w cztery strony świata okna. Słychać wyraźnie gwizdki sędziego, jeden z rozmówców co chwila odnotowuje numery kwadratów, w których piłka się znajduje i czas, inny zaś tymczasem opowiada: „Scrum, Walja ma piłkę. Grain rwie naprzód, pasuje Twigg’owi tamten bratu (kwadrat N), na angielskim polu. Raid (anglik) pada w nogi, nadbiegają inni, (gwizdek), Scrum (kwadrat N), Laird (anglik) ma piłkę, dziesięć kroków, uderzony przez Twigg’a pada, leży (gwizdek), trzyma się za żołądek, jęczy, przerwa (trzy minuty) wstaje, (tu słychać szalone oklaski i wprost widzi się wstającego zwolno Lairda)…”.
Wygrali anglicy 8:3, hymn, potem pokrótce opowiedziana jeszcze raz historja gry.
Niepodobna oderwać się od głośnika, czas mija, ciepło w fotelu, a na dworze jeszcze deszcz drobniutki; z rozrzewnieniem się myśli o tych biednych widzach, co to muszą jeszcze pół godziny stracić na wydostanie się ze stadjonu, a potem walkę stoczyć o miejsce w busie lub tramwaju i godzinami jechać do domu.