POLSKI ZWIĄZEK RUGBY

JEDNOŚĆ • PASJA • SOLIDARNOŚĆ DYSCYPLINA • SZACUNEK

Menu

1984: Kręgosłup nie bolał25.11.2017

 
Jacek K. Mleczko, Sportowiec 05.06.1984
Zdjęcia Andrzej Klimek
 
Litewski sędzia Aleks Grumbinas odgwizdał koniec meczu wyprawiając rugbistów Polski i Francji w kierunku szatni.
 
Na stadionie warszawskiej Skry drużyna trenera Ryszarda Wiejskiego straciła ostatnią szansę przezimowania w grupie A Pucharu FIRA, ale nikt nie rozdzierał szat. Ot, najwyżej zawodnik z numerem jeden na koszulce, który zwykł grać na pozycji lewego filara po porażce trzy do dziewiętnastu czuł się trochę nieswojo. Panie, oznajmił Zbigniew Kasiński, po meczu to mnie powinien boleć krzyż, a czuję się jak po przebieżce w Lasku Bielańskim. Znaczy się, że druga linia źle pchała i młyn kadrowy podupadł. 
 
Przypadki polskiego rugby w ostatnich dwóch sezonach są dość malownicze i proste w swej logice jak zasady gry w cymbergaja. Po latach tłustych, kiedy nie było problemów z pozostaniem w najwyższej grupie firowskiego Pucharu, przyszedł czas działania na zasadzie wańki-wstańki i trudnej roli spadkowicza wśród najlepszych i awansującego wśród rezerw. Rok temu, po słynnym i zwycięskim wyjeździe do Portugalii i Hiszpanii, świętowano słusznie dobry styl awansu. Miny zrzedły po kolejnej decyzji wszechwładnej FIRA, która od lat wymyśla różne dziwolągi. Grupa A pucharu liczyła w tym roku sześć zespołów, Francja, Włochy, Rumunia, ZSRR, Maroko i Polska. Zwykle spadała jedna reprezentacja i byłby święty spokój, bo w Casablance zwyciężać umiemy. Ale czysto francuskie kierownictwo międzynarodowej federacji, z panem Marcelem Batigne na czele, bardzo lubi eksperymenty. W doły grupy B skazano zawczasu dwie drużyny i oznaczało to ciężkie życie dla filara Kasińskiego i jego kolegów. Przy korzystnym układzie spotkań wypadało, że meczem o wszystko będzie pojedynek z ZSRR i to w Kartuzach, ale zamiast walki o punkty była tam tylko ambitna gra o prestiż i pietruchę, bo rozstrzygnięcie zapadło dziesięć dni wcześniej. Na warszawskiej Skrze za sprawą Francuzów.
 
Nie jest to niespodzianką. Rugby miało u schyłku zeszłego sezonu fatalną serię przykrych zdarzeń i szczegółów nie warto przypominać. Tragiczny wypadek w Bukareszcie, a raczej jego reperkusje spowodowały, iż rugby znalazło się na ustach wszystkich, zaś najmniej zabierali głos ci, którzy naprawdę wiedzą o co chodzi w tym sporcie... Pewnie jest, że atmosfera panująca wokół związku nie wpłynęła zbyt twórczo na przygotowania do sezonu 1984. Ale zachowana została ciągłość pracy i nikt nie myślał o kapitulanctwie pod przymusem przykrych wydarzeń.
 
Rodzime rugby w czasie kadencji obecnego zarządu zanotowało znaczny postęp organizacyjny. Uporządkowano wiele spraw szkoleniowych, finansowych, opracowano przejrzyste regulaminy rozgrywek... Ruszyło szkolenie młodzieży, zaś Polski Związek Rugby znaczą odzyskać swą pozycję we władzach FIRA, czego dowodem było przyznanie Polsce organizacji rozgrywek o mistrzostwo Europy juniorów, które udanie odbyły się w końcu kwietnia w Warszawie.
 
Jednocześnie jednak reprezentacja, czyli wizytówka rugby dla przeciętnego kibica, nie uczyniła należytych postępów. Słabi wśród silnych, mocni wśród słabszych. Stare grzechy. Słaby chwyt piłki, nieopanowanie umiejętności celnych i długich przekopów, słabsza gra drugiej linii i zbyt małe korzystanie z usług sportowej wyobraźni, gry kombinacyjnej, zamiast trzymania się wytrenowanych, wyuczonych schematów.
 
Najważniejsze jest jednak to, że w Polsce znalazła się grupa ludzi, dla których dalsza dobra egzystencja rugby to sprawa może najważniejsza w życiu. Takimi są szkoleniowiec Ryszard Wiejski, Andrzej Kopyt, Sylwester Grzeszczak... I oczywiście są zawodnicy, których już największą zasługą było to, że kiedyś skruszono ich do gry owalną piłką. W pięknym sporcie, będącym jednak w Polsce miłym pariasem dyscyplin olimpijskich.
 
Kariery czołowych zawodników mówią wiele o samej istocie tego sportu. Generacja grająca obecnie w pierwszej reprezentacji ma wiele cech wspólnych. Lewy filar młyna Zbigniew Kasiński nie jest w tym towarzystwie żadnym wyjątkiem. Ma trzydzieści pięć lat. Wiek dla dobrego rugbisty wcale nieemerytalny. Ale ma za sobą trzynaście sezonów na boisku, co już nie jest powodem do chwały. Powinno być więcej. Sęk w tym, że Kasiński i jemu podobni trafiają do jaja późno i głównie dzięki przypadkowi. Zbyszek wychowany w okolicach placu Szembeka nauczył się lubić sport w podstawówce i to dzięki pani Wszołowej, która uczyła go sympatii do biegania po boisku. Że chłopak był silny skierowała go do klubu Orzeł, gdzie uczył się trudnej sztuki rzutu młotem. Rodzice posiadali działkę obok niezapomnianego lotniska na Gocławiu to i Kasiński zainteresował się skokami spadochronowymi, których w swojej karierze wykonał sto jedenaście... Do dwudziestego drugiego roku życia słowo „rugby” tchnęło mu wyłącznie egzotyką. Ale pewnego dnia, za namową ówczesnego trenera Orła, Zbigniewa Janusa, przyszedł z treningu młociarza za zajęcia rugbistów, zagrał pierwszy mecz z Czarnymi Bytom i trwa tak do dzisiaj.
 
Po co o tym piszę? Jest to najlepszy i wypróbowany sposób do ściągania talentów do rugby. Jeden z dwóch. Polega on na pozyskiwaniu ludzi z innych sportów. Nie mistrzów! Średniaków. Solidnych rzemieślników z sercem do walki na boisku i dobrymi warunkami fizycznymi. Kandydaci na miotaczy, koszykarze, ludzie od siatki. O których wiadomo, ze nigdy nie zrobią oszałamiającej kariery. Tacy są potrzebni w rugby! Bo nie ma innego sportu, w którym po kilku latach przysposobienia można z taką precyzją i łatwością awansować do kadry, przywdziać koszulkę z Białym Orłem i być kimś...
 
System ten ma jednak i swoje minusy. W wieku męskim można znaleźć miejsce w dobrej drużynie, ale nie sposób nauczyć się techniki gry. Można ją najwyżej poznać, lecz wyrobienie koniecznych nawyków nie wchodzi już w rachubę. Ten stan osiągalny jest wyłącznie przy szkoleniu chłopców dwunasto-czternastoletnich, którzy swój kontakt ze sportem zaczynają i kończą na rugby. Rugby zostało wyłączone do programu Ogólnopolskiej Spartakiady Młodzieży, ruszyły rozgrywki we wszystkich kategoriach wiekowych i jest to nadzieja na większy wybór talentów na przyszłość.
 
Kasiński twierdzi, że istnieje jeszcze jeden problem: Rumuni, Francuzi, grają na okrągło. Każdy zawodnik ma w sezonie około czterdziestu występów, nie licząc meczów reprezentacji. W Polsce osiem kolejek jednej rundy ligi, kilka w Pucharze Polski i Pucharze FIRA. Stanowczo za mało, ale takie jest nasze rugby, w którym ekipa założona wczoraj następnego dnia może grać w drugiej lidze... Bowiem tyle jest w Polsce zespołów, iż debiut wśród zaplecza może teoretycznie zakończyć się w ekstraklasie... Dobrze się dzieje, iż Polski Związek Rugby czyni starania, aby rozpocząć rozgrywki klubowych mistrzów krajów socjalistycznych. Oby!
 
Jest też zagadnienie bardzo subtelne. Sport pana Kasińskiego to zajęcie dla mężczyzn, którzy „nie pękają”, lubią ostrą, kontaktową grę i nie wahają się szarżować lub włożyć głowę tam, gdzie szanujący się piłkarz boi się dostawić nogę... Można wykazać swą wyższość na boisku, lecz trzeba w to wierzyć... Tego także zabrakło w pojedynku z Francuzami, którzy przybyli do Polski spotkawszy się przedtem dopiero na paryskim lotnisku, i byli drużyną do ogrania... Jak mówi „Kasa” i inni to potwierdzają zdrowie i ogranie nie wystarczą już drużynie, jeśli debiutanci Stefan Kałużny, czy Mirosław Krajewski nie są pewni tego, czy słowa trenera na przedmeczowej odprawie, dotyczące szans na sukces, oparte są na prawdzie, czy tylko na pobożnych życzeniach. Zadanie było jasne. Utrzymać przeciwników, żeby nie przepychali młyna, zatrzymać ich pchnięcia i dać odczuć filarom, że za nim też stoją twardzi ludzie, którym nie wolno się wahać. Bez tego polscy rugbiści będą wiecznymi lawirantami na krawędzi grupy A i B najważniejszego Pucharu.
 
Nie narzekają na kontuzje, chociaż te przetrzebiły wiosną, zespół Wiejskiego. Szczytem marzeń to w wieku dojrzałym wyjechać oficjalnie na dwa, trzy sezony do Francji. Jak to ostatnio uczynili panowie Krawczuk i Gąsiorowski. Pograć w Albi albo Le Creusot dorobić się paru franków i popatrzeć do woli na świat rugby. Tego z Pięciu Narodów.
 
Sport Krasińskiego zdobywa sobie powoli coraz szersze grono kibiców, takich co starają się nawet opanować trudne tajniki przepisów jajowatej piłki. Gotowi są nawet wybaczyć, że w sytuacji zwanej „dwa na zero” Polacy na Skrze nie potrafili przyłożyć piłki, że nie uczynili tego ani razu, a punkty stracili po momentach dziecinnego zagapienia. „Kasa” wie, że choćby grał tylko dla siebie i kolegów to uzna mecz za udany wyłącznie wtedy, gdy po nim bolał go będzie kręgosłup. W takim stanie musi być filar młyna, aby przekonać się, że partnerzy z formacji grali dobrze. Najchętniej w grupie A Pucharu FIRA, w której muszą znowu się znaleźć i to na pewno nie na jeden sezon...
 
Ekstaliga: Najskuteczniejsi 2017 Asia Rugby Championship 2017
Tabela Ekstraligi
01Budo 20111877
02Ogniwo Sopot1875
03Orkan Sochaczew1865
04Edach Budowlani1865
05Lechia Gdańsk1742
06Juvenia Kraków1838
07Arka Gdynia 1725
08Awenta Pogoń1819
09Posnania Poznań1819
10Up Fitness Skra18-72

Wyniki