Anegdoty z Wysp Brytyjskich01.04.2022
TweetZamiast prima aprilisowego żartu zebrałem dla Was kilka rugbowych anegdot, tych starych z XIX wieku, z początków XX wieku, a także powojennych i współczesnych. Bohaterami są mieszkańcy Anglii, Irlandii, Szkocji i Walii, zapraszam do lektury.
Wiktoriańska Anglia (1837-1901 przyp. JW.). Klub arystokratyczny. Podczas rozmowy o rugby panowie spierali się o wynik kolejnego pojedynku między klubami z sąsiadujących hrabstw. Jeden z nowych członków klubu gości złożył ofertę zakładu. - Jestem gotów postawić każdy zakład, że mój klub wygra dzisiejszy mecz. Jeden z miejscowych weteranów klubu powiedział flegmatycznie: - Czy wiedział pan, że nasz klub ma starą tradycję, jeśli chodzi o rugby, mamy tylko jedną stawkę. Przegrany musi zjeść piłkę do rugby. Jeśli jesteś gotowy na taki zakład, z przyjemnością go przyjmę. Podali sobie ręce, niestety goście przegrali, a wraz z nimi gorący młody dżentelmen. Nie ma wyjścia, zakład to zakład, bierze więc nową piłkę, pod uważnym spojrzeniem miejscowych klubowiczów kładzie ją na talerzu, bierze widelec i nóż… W tym momencie zwycięzca go zatrzymał: - Proszę pana, my doceniam twoje pragnienie spłacenia długu honoru i zjedzenia piłki, ale tu często spieramy się o wynik meczów rugby i dużo piłek zostało zjedzonych. Staramy się jednak żeby nikt nie umarł na niestrawność. Dlatego naszą kuchnią kieruje wspaniały szef kuchni z Chin, daj mu swoją piłkę, a za godzinę zostanie podany wspaniały obiad, podczas którego zjesz piłkę ze smakiem i bez narażania życia. A my omówimy wspaniałą grę, której byliśmy świadkami.
Wielka Brytania w końcu XIX wieku. Młody dziennikarz pojechał napisać serię esejów o rugby na prowincji. W małym miasteczku przychodzi na mecz rugby podczas Targów i widzi, że zawodnicy nie grają piłką tylko wypchanym borsukiem. W przerwie zapytał sędziego dlaczego zawodnicy nie bawią się zwykłą piłką. Ten odrzekł: - To stara tradycja, panie, miejscowy hrabia bardzo wspiera rugbistów, a jego herb przedstawia borsuka. Raz do roku w czasie Targów zawodnicy na jego cześć grają w rugby piłką ubraną w skórę borsuka. W sąsiednim hrabstwie dziennikarz spotkał podobną historię. Tylko miejscowy właściciel miał na herbie wilka, a gracze rugby nosili piłkę w wilczej skórze. Będąc w trzecim hrabstwie, już na terenie Szkocji, nie zdziwił go mecz, w którym zawodnicy używali futrzanego produktu z owczej skóry. - Najwyraźniej miejscowy hrabia ma owcę w herbie, że gracie na jego cześć piłką w owczej skórze? - zapytał sędziego. Ale on spojrzał na niego z wyrazem skrajnego zdziwienia: - Co też pan wymyślił? Nasza ostatnia piłka miała swoje lata i się rozpadła, teraz zbieramy na nową, ale chcemy też grać w rugby, więc gramy czymkolwiek, mała wypchana słomą owca się nadaje.
Anglia, początek XX wieku. Gentelman z Londynu przyjechał do małego miasteczka zaproszony przez kuzyna na coroczny, tradycyjny festiwal sportowy, na którym rywalizują ze sobą mieszkańcy dwóch sąsiednich miasteczek. Głównym wydarzeniem dnia, od którego zaczyna się święto, jest mecz rugby. Nieco nierówne boisko, wygięta poprzeczka bramki, pościerana piłka… Ale zespoły grają z pasją, publiczność bawi się wspaniale jest co oglądać. Po spotkaniu gentelman pyta kuzyna: - George, na plakacie jest napisane, że po zakończeniu meczu rugby odbędzie się mecz piłki nożnej, ale nie widzę nigdzie rozgrzewających się zawodników. Czy to spotkanie zostało odwołane? - W żadnym wypadku, gra na pewno się odbędzie, teraz zmieniają bramki i piłkę, a zawodnicy są już rozgrzani, przed chwilą grali w rugby.
Anglia, lata 20-ste XX wieku, złoty czas rozwoju amatorskiego rugby. W jednym klubie Rugby Union odnoszący sukcesy zawodnik został przyłapany na jednoczesnej grze za pieniądze w klubie Ligi Rugby. Koledzy zwołali zebranie na, którym mieli zdecydować co zrobić z kolegą, który złamał przepisy o amatorstwie
- Sir, czy wiedziałeś, że statut naszego klubu zabrania gry w rugby za pieniądze?
- Oczywiście i zawsze trzymałem się litery naszego statutu.
- Więc zaprzeczasz, że grasz w rugby dla pieniędzy?
- Oczywiście. Nigdy nie otrzymałem od nikogo zapłaty za grę w naszym klubie. Jeśli chodzi o Ligę Rugby, to jest to moja praca, którą wykonuję, aby móc realizować swoje hobby grania amatorsko z Wami panowie.
Oxford, lata 30-ste XX wieku. W pubie, na kilka dni przed meczem, spotkali się zawodnicy Oxfordu i Cambridge. Goście chwalą się, że na pewno wygrają kolejny mecz, na to wstaje zawodnik gospodarzy gracz II linii z Edynburga: - Jesteście tacy silni, czy tylko się przechwalacie, my nic nie mówimy, a i tak Was pokonamy. Kapitan gości roześmiał się i powiedział - Jeśli z Wami przegramy, przejdziemy przez całe miasto w środku dnia bez spodni. Ale pamiętaj, jeśli Wy przegracie robicie tak samo. Uścisnęli sobie ręce i Szkot wrócił do stolika Oxfordu. - Coś ty zrobił, a jak przegramy? Cały Oksford, cały kraj będzie się z nas nabijał - powiedzieli jego towarzysze z drużyny. - Niepotrzebnie się martwicie, jeśli wygramy, będziemy się nabijali z Cambridge, ale na wszelki wypadek zaraz wyśle telegram do Edynburga i do dnia meczu przyślą nam kilty, przydadzą się w przypadku porażki.
Edynburg, 1948 rok, powojenne lata, system racjonowania żywności, ostatni mecz sezonu. Grupa fanów Anglii siedzi na trybunach Murrayfield dopingując swoich zawodników i przekazują sobie maleńką buteleczką brandy, właściwie nie piją tylko wąchają. Widząc to siedzący obok nich Szkoci poczęstowali gości „podkiltową whisky” - miejscowym bimbrem. Przed końcem meczu na trybunach grupy się zbratały, a kiedy Osty wygrały, Szkoci zaciągnęli Brytyjczyków do jakiejś podmiejskiej budy, aby świętować. W środku były ogromne zapasy tego mocnego trunku, którym potraktowano Brytyjczyków. Podczas gdy nowi znajomi pili za rugby i zwycięstwo Szkotów, co chwilę w okno pukali kibice. Wyciągali naczynia do których bimbrownicy za drobną opłatą rozlewali swój trunek, miało to pokryć koszty produkcji alkoholu tłumaczyli żeby świętować zwycięstwo i pomóc innym świętować. - Dlaczego wyprodukowaliście tak dużą ilość „podkitlowej whisky”, przecież Szkocja mogła przegrać, co byście wtedy z tym zrobili - zapytali Brytyjczycy. - Wtedy ta whisky wypełniłby by smutek z powodu porażki i pomogła by to zrobić wszystkim kibicom.
Dublin, lata 70-le XX wieku. Dwóch 90-letnich mężczyzn siedzi na trybunach stadionu Lansdowne Road, Mike i Joe, byli przyjaciółmi przez całe życie. Postanowili zawrzeć umowę, który z nich pierwszy umrze i dotrzesz do nieba, da jakoś znać drugiemu czy jest tam rugby. Kiedy Joe źle się czuł Mike odwiedzał go codziennie. - Joe, obaj kochaliśmy rugby przez całe życie i graliśmy razem w rugby w soboty przez tyle lat, pamiętaj o naszej umowie. Joe popatrzył na niego i odpowiedział: - Jeśli to w ogóle możliwe to wyświadczę ci tę przysługę. W czwartek Joe umiera, a o północy w piątek Mike budzi ze snu białe światło i głos wołający do niego: - Mike, to ja Joe, jestem w niebie i mam dla dobre i złe wieści. - Najpierw powiedz mi dobrą wiadomość - mówi Mike. - Dobra wiadomość jest taka, że w niebie jest rugby. Wszyscy nasi starzy przyjaciele, którzy umarli przed nami są tutaj. Co więcej, wszyscy znów jesteśmy młodzi, jest zawsze słonecznie i nigdy nie pada. Możemy grać w rugby ile chcemy i nigdy nam się nie znudzi. - To fantastycznie - mówi Mike. - To jest poza moimi najśmielszymi marzeniami, a jaka jest ta zła wiadomość? - Widziałem Cię w składzie mojej drużyny na mecz w najbliższą sobotę!
W latach 80-tych XX wieku prowincjonalny brytyjski zespół punkowy spotyka się na pierwszym koncercie w Londynie. Manager grupy mówi muzykom, gdzie i kiedy zagrają, komu udzielą wywiadów, z kim się spotkają itp. - Czy wszystko jest jasne? - pyta. - Nie - odpowiada lider grupy - nie powiedziałeś nam, gdzie będziemy mieszkać i robić próby. - Oh przepraszam, udało mi się wynegocjować dobrą cenę w hotelu na Twickenham. - To dobrze, ale czy na pewno będziemy mogli tam ćwiczyć, gramy głośno, nikt nie zadzwoni na policję? - Nie martw się, w tym hotelu są przyzwyczajeni do wszystkiego, All Blacks tam się zawsze zatrzymują przed meczem z Anglią. A że na boisku wszystko mają dopracowane przez kilka dni tylko ćwiczą hakę w hotelu.
Przed pierwszym Pucharem Świata w 1987 roku walijscy szachiści zdecydowali się podarować najlepszym reprezentacjom rugby specjalne pamiątkowe zestawy szachowe z węgla. Pionki były robione w postaci napastników, wieże stawały się skrzydłowymi, skoczkowie - środkami, gońcy - łącznikami młyna i ataku, a hetman - obrońcą. Natomiast królów postanowili zrobić w postaci trofeów rugby - na prośbę samych drużyn. Szkoci poprosili o króla w postaci Pucharu Kalkuty, Anglicy w postaci Pucharu Sześciu Narodów, a Australijczycy w formie Pucharu Bledisloe i tylko All Blacks poprosili o króla w postaci … Pucharu Webba Ellisa.
Cardiff w czasie Pucharu Świata 1999. Rodzina kibicująca reprezentacji Walii wybiera się na zakupy, w sklepie z odzieżą sportową, syn podnosi koszulkę reprezentacji Australii i mówi do siostry: - Zdecydowałem, że będę teraz kibicem reprezentacji Australii, wygrali z nami 24:9 w ćwierćfinale i chciałbym tę koszulkę. Siostra jest oburzona, natychmiast uderza go w głowę i mówi: - Głupi jesteś idź porozmawiaj z mamą. Chłopczyk z żółtą koszulką w dłoni i odnajduje swoją mamę. - Mamo, zdecydowałem, że będę teraz kibicem reprezentacji Australii, wygrali z nami 24:9 w ćwierćfinale i chciałbym tę koszulkę. Matka jest oburzona, natychmiast uderza go w głowę i mówi: - Głupi jesteś idź porozmawiaj z ojcem. Chłopczyk z żółtą koszulką w dłoni i odnajduje ojca. - Tato, zdecydowałem, że będę teraz kibicem reprezentacji Australii, wygrali z nami 24:9 w ćwierćfinale i chciałbym tę koszulkę. Ojciec jest oburzony, natychmiast uderza go w głowę i mówi: Mój syn nigdy nie będzie chodził w koszulce Australii. Oczywiście synowi australijskiej koszulki nie kupili, a gdy wszyscy wsiadają do samochodu jadącego do domu, ojciec zwraca się do syna i mówi: - Synu, mam nadzieję, że czegoś się dzisiaj nauczyłeś. - O tak, jestem kibicem w Australii dopiero od godziny, a już was nienawidzę cholerni Walijczycy!
Maurice Murphy, przeżył długie życie będąc kibicem Irlandii, gdy zmarł wszedł po schodach i stanął przed obliczem Świętego Piotra, który ze smutkiem kręci głową, zaglądając do swojej księgi. - Wygląda na to, że większość pieniędzy wydałeś na piwo i bilety na mecze Irlandii, obawiam się, że jest tylko jedno miejsce, do którego musisz się na razie udać. Maurice smutny schodzi z powrotem po schodach z ciężkim sercem, na dole gwiazd znajdują się podwójne drzwi, otwiera je i wchodzi w oślepiające światło. Mruga, rozgląda się i ogarnia go radość, zobaczył, że jest na Lansdowne Road otoczony tysiącami innych fanów w zielonych koszulkach. Na drugim końcu stadionu znajduje się ogromny ekran telewizyjny z napisem „Następny mecz zaczyna się za cztery minuty”. Ze łzami ulgi na policzkach podchodzi chwiejnie do najbliższego siedzenia, gdy siada facet obok przygląda się mu i mówi: - Nie daj się ponieść emocjom, jesteśmy w czyśćcu żeby odpokutować za nasze winy. Ale naprawdę zła wiadomość jest taka, że mają tylko jedno DVD z 1997 roku kiedy Anglia wygrała z nami na Lansdowne Road 46:6.
Anglia w roku 2019. Nauczycielka wyjaśnia swojej klasie, że jest fanem reprezentacji Anglii i prosi swoich uczniów, aby podnieśli ręce, jeśli oni też są jej fanami. Wszyscy w klasie podnoszą rękę poza małą dziewczynką. Nauczycielka patrzy na dziewczynę ze zdziwieniem i mówi: - Jane, dlaczego nie podniosłaś ręki? - Ponieważ nie jestem fanką angielskiego rugby - odpowiedziała. Nauczycielka, wciąż zszokowany, zapytała: - Cóż, jeśli nie jesteś fanem angielskiego, to komu kibicujesz? - Jestem fanką reprezentacji Walii, która w tym roku wywalczyła Wielki Szlem i jestem z tego dumna - odpowiedziała Jane. Nauczycielka nie mogła uwierzyć własnym uszom.
- Jane, dlaczego jesteś walijską fanką? - Ponieważ moja mama jest fanem Walii, mój tata jest fanem Walii, więc ja też jestem fanką Walii - odpowiedziała Jane. - To nie powód, abyś był walijskim fanem. Nie musisz być cały czas taka jak twoi rodzice. A gdyby twoja mama była kretynem i twój tata był kretynem, kim byś wtedy była? Jane się uśmiechnęła - W takim razie, jakbym miała rodziców kretynów byłabym fanką reprezentacji Anglii.
Piłkarz, gracz krykieta i rugbista chwalili się kto mógłby przyrządzić najlepszą jajecznicę, wykorzystując umiejętności zdobyte w sporcie. Pierwszy zaczął piłkarz, kopnął kilka jajek na patelnię, ale gdy je usmażył nie były zbyt smaczne i miały nieco skorupek. Drugi był gracz krykieta, uderzeniami nietoperza (tak się nazywa kij do gry) wysłał jajka na patelnię tak że skorupki poleciały dalej. Usmażył, nie miały wprawdzie skorupek, ale też nie były zbyt smaczne. W końcu przyszła kolej na rugbistę, ten poprosił do kuchni żonę, syna i córkę. Podzielili się rolami, kroili mięso, pieczarki, warzywa, usmażyli to wszystko, dodając przyprawy, wyszło arcydzieło. - To niesprawiedliwe - krykiecista i piłkarz byli oburzeni. - Co mają z tym wspólnego umiejętności nabyte na boisku rugby? - Rugby panowie to gra zespołowa!
Na koniec jedna z anegdot personalizowanych, które odnoszą się do konkretnej daty, miejsca i bohaterów, ich minusem po latach jest to, że żeby je w pełni zrozumieć trzeba sobie dane wydarzenie przypomnieć co mając wi-fi nie jest trudne...
Chris Robshaw ginie, gdy jego samochód zderza się ze słodkim rydwanem Swing Low, tuż po meczu Walia - Anglia w 2013 roku. Dociera do perłowych bram gdzie czeka na niego Święty Piotr. - Chris, witaj w niebie, zostałeś tu wpuszczony ze względu na swój wkład w angielskie rugby. - Dzięki - odpowiedział Chris. - Ale przychodzę tu na tak długo, póki nie ma Walijczyków, po tym, co mi dzisiaj zrobili (Walia pokonała wtedy Anglię 30:3 - przyp. JW.), nigdy więcej nie chcę widzieć Walijczyka. - Nie martw się o to, nie ma tu Walijczyków, wejdź - zaprasza go Święty Piotr. Pierwsze dni były najlepszymi w jego życiu, jako kapitan reprezentacji Anglii mógł oglądać powtórki wszystkich swoich zwycięstw. Aż pewnego dnia wracając z kina zobaczył złote pole. Na środku pola stał mężczyzna z rozwianymi włosami, złotymi butami, w czerwonej koszulce Walii. Po każdym kopnięciu złota piłka do rugby lądowała w nad poprzeczką i między słupkami. Chris pospieszył do Świętego Piotra i krzyczy: - Obiecałeś mi, że nie ma tu Walijczyków! A ten gość w czerwonej koszulce to kto? - Och, nie martw się, Chris - odparł Święty Piotr. - To jest Bóg, kopie sobie na bramkę, odkąd Walia wygrała w tym roku Six Nationson on po prostu myśli, że jest Walijczykiem!
I już na zupełne zakończenie życiowa mądrość anglików: W brytyjskim rugby istnieje cienka granica pomiędzy sukcesem, a porażką, nazywa się Mur Hadriana.