Australia i Argentyna w 1/2 RWC18.10.2015
TweetGdyby przed Pucharem Świata ktoś powiedział, że Szkocja, wśród europejskich ekip będzie najbliżej awansu do półfinału, prawdopodobnie zostałby wyśmiany. Tymczasem „Walecznym Sercom” zabrakło zaledwie trzech minut, by wywalczyć upragniony awans. Najgorsze jednak jest to, że decydujące trzy punkty padły po dość kontrowersyjnej decyzji sędziego.
Kibice ze Starego Kontynentu zdecydowanie większe nadzieje wiązali z awansem do półfinału zespołu Irlandii. I jakże się przeliczyli… Dzień przed starciem ze składu wypadł Jonathan Sexton i tym samym Joe Schmidt został pozbawiony wszystkich czterech zawodników, których występ stał pod znakiem zapytania po zakończeniu fazy grupowej. I właśnie tych graczy zabrakło, co między słowami przyznał na konferencji prasowej nowozelandzki szkoleniowiec ekipy z Zielonej Wyspy. – Zabrakło nam doświadczenia. Zawodników, którzy w niektórych elementach potrafiliby zapanować nad sytuacją i ostudzić trochę głowy kolegów.
Argentyńczycy zagrali z pasją i zaangażowaniem. Potrzebowali nieco ponad 20 minut by wyjść na prowadzenie 20:3. Dzielna Irlandia powróciła jednak do gry, dochodząc rywala na trzy punkty. Spory udział w dwóch akcjach punktowych miał Luke Fitzgerald, który zastąpił na boisku kontuzjowanego Tommy’ego Bowe. Skrzydłowy zdobył przyłożenie i asystował, a Ian Madigan pewnie kopał do momentu, kiedy spudłował po rzucie karnym, marnując okazję na doprowadzenie do remisu.
To był moment przełomowy. Po tej pomyłce Pumy odzyskały rytm i już nie pozostawiły rywalom złudzeń. Najpierw tuż przy chorągiewce, w ekwilibrystycznym stylu punktował Joaquin Tuculet, a w końcówce drugie przyłożenie zanotował Juan Imhoff, ustalając wynik na 43:20. Argentyna po raz drugi w historii awansowała do półfinału. W 2007 roku po wygranym ćwierćfinale zajęła trzecie miejsce, pokonując w meczu o brąz Francję. Ich najbliższym rywalem będą… Wallabies.
Przed meczem Australia – Szkocja mało kto wierzył, że Wallabies mogą zostać pokonani. Po ostatnim gwizdku setki tysięcy kibiców z pewnością nie mogło uwierzyć w porażkę Szkotów. W ofensywie drużyna z antypodów prezentowała się zdecydowanie lepiej, o czym świadczy choćby pięć wypracowanych przyłożeń. Podopieczni Verna Cottera dwukrotnie przedzierali się za linię końcową po wpadkach rywali (przechwyt i nakryty kop), ale to w niczym im nie umniejsza. Rugby na tym poziomie to przede wszystkim gra błędów. Kto potrafi popełnić ich mniej i umiejętnie wykorzystać potknięcia rywali – wygrywa.
Szkocja była o włos od sukcesu. Trzy przyłożenia i pewna noga Greiga Laidlawa sprawiły, że na pięć minut przed końcem „ostatnia nadzieja Europy” prowadziła 34:32. Udało im się to pomimo żółtej kartki dla Seana Maitlanda (mocno kontrowersyjnej) i straty przyłożenia kiedy skrzydłowego nie było na boisku.
To jednak nie była jedyna krzywdząca decyzja sędziego. Na trzy minuty przed końcem, po ewidentnym błędzie w aucie, Szkocja wypuściła piłkę do przodu. Przy tym zagraniu doszło do przypadkowego spalonego, za który sędzia podyktował rzut karny. Być może Craig Joubert powinien poprosić w tej sytuacji o TMO, bo decyzja była brzemienna w skutki, ale arbiter z RPA wziął na siebie odpowiedzialność i podniósł rękę w górę. Bernard Foley, który nie błyszczał tego dnia przy kopach z podstawki, w strugach ulewnego deszczu wytrzymał presję i trafił między słupy. Dał tym samym Australii zwycięstwo 35:34 i awans do półfinału.
Szkoci oczywiście byli załamani, bo niespodzianka w pewnym stopniu porównywalna ze zwycięstwem Japonii nad RPA w fazie grupowej, wisiała na włosku. Miał to być dopiero drugi od 1991 roku półfinał dla „Ostów”, ale niestety podobnie jak wszystkie inne europejskie drużyny, zakończyli rywalizację w pierwszej fazie finałowej. Tymczasem Rugby World Cup zamienił się w Rugby Championship - coroczną rywalizację czterech potęg półkuli południowej.
Tekst: Kajetan Cyganik (RugbyPolska.pl)
Fot. Tomasz Plenkowski (RugbyPolska.pl)