POLSKI ZWIĄZEK RUGBY

JEDNOŚĆ • PASJA • SOLIDARNOŚĆ DYSCYPLINA • SZACUNEK

Menu

Ćwierć wieku ligi, która zmieniła świat rugby11.06.2020


Ćwierć wieku ligi, która zmieniła świat rugby. I co dalej?
 
Grzegorz Bednarczyk
 
Dotąd „w szponach rugby” pojawiały się wyłącznie cotygodniowe wiadomości. Dziś zapraszam do lektury tekstu o nieco innym charakterze. Być może w przyszłości uda mi się częściej urozmaicać poniedziałkową rutynę niusów podobnymi felietonami czy komentarzami na rugbowe tematy.
 
Świat rugby z niecierpliwością czeka na najbliższą sobotę. W nowozelandzkim Dunedin miejscowi Highlanders zagrają przeciwko Chiefs z Hamiltonu, inaugurując rozgrywki Investec Super Rugby Aotearoa. To nie tylko debiut Warrena Gatlanda w roli trenera Chiefs po dwunastu latach spędzonych z reprezentacją Walii. To pierwszy mecz w zawodowym rugby od trzech miesięcy. I próba ratowania czego się da z ligi uznawanej za najlepszą na świecie. Dlaczego?

Jak to się zaczęło
 
Niemal równo 25 lat temu, na dwa dni przed najsłynniejszym finałem Pucharu Świata w czerwcu 1995, liderzy południowoafrykańskiej, nowozelandzkiej i australijskiej federacji rugby zwołali konferencję prasową. Ogłosili na niej zawarcie wartej ponad pół miliarda dolarów umowy telewizyjnej z News Corporation należącą do Ruperta Murdocha. Jednym z głównych elementów kontraktu były transmisje z ligi rugby łączącej drużyny z tych krajów. Dotąd elementem definiującym świat rugby union był etos amatorstwa, a teraz pojawiły się w nim pieniądze, jakich ten sport jeszcze nie widział. Zarządzająca światowym rugby International Rugby Board stanęła przed wyborem: albo trwać przy amatorstwie, co oznaczało utratę całej południowej półkuli z najlepszymi drużynami na świecie (wszak we wspomnianym finale Pucharu Świata Republika Południowej Afryki zagrała z Nową Zelandią), albo zgodzić się na profesjonalizm. Wybrała tę drugą ścieżkę, dokonując jednej z największych rewolucji w historii rugby.
 
Wspomniana liga nie grupowała klubów, jakie znamy z innych dyscyplin sportu. Postawiono na model regionalnych franszyz – czyli zawodowych drużyn skupiających przede wszystkim najlepszych zawodników z przyporządkowanych im regionów. Ofiarą zmian padły małe kraje z wysp Pacyfiku (Fidżi, Tonga i Samoa Zachodnie), których reprezentacje miały szansę rywalizacji we wcześniej prowadzonych rozgrywkach amatorskich. Były jednak nieatrakcyjne komercyjnie – z niewiele ponad milionem mieszkańców (w sumie) nie mogły zapewnić wystarczającej liczby telewidzów. Pierwszy sezon zawodowy rozpoczął się 1 marca 1996 pod nazwą Super 12 z udziałem pięciu ekip z Nowej Zelandii, czterech z RPA i trzech z Australii. Liga stopniowo się rozwijała, przyjęła nazwę Super Rugby, i w 2016 liczyła już 18 drużyn, w tym dwie z nowych kawałków świata – Jaguares z Argentyny i Sunwolves z Japonii, do których ściągnięto najlepszych zawodników z tych krajów.
 
Kłopoty
 
Wydawało się, że projekt jest skazany na sukces. Wszak Nowa Zelandia, Australia i Afryka Południowa tylko raz w całej historii Pucharu Świata oddały tytuł mistrzowski Europie, w lidze grali (i nadal grają) najwięksi giganci rugby. Jednak okazało się, że wady zaczynają przyćmiewać zalety. Drużyny miały swoje siedziby w miejscach, które były położone w sześciu strefach czasowych. Między Afryką Południową a Nową Zelandią różnica czasu wynosiła 10 godzin i dobranie godzin rozgrywania meczów tak, aby zadowolić każdego telewidza, było niemożliwe. Do tego odległości, jakie musiały pokonywać drużyny, generowały ogromne koszty. Sunwolves musieli rozgrywać swoje „domowe” spotkania przeciwko drużynom z Afryki Południowej nie w Tokio, ale w Singapurze (a to przecież w Japonii mieliśmy największe tłumy na stadionach) – tylko dlatego, aby nieco skrócić gigantyczne dystanse, jakie musieli pokonywać rywale. Stopniowo malało zainteresowanie w Australii – słaba postawa drużyn z tego kraju powodowała, że rugby union zaczęło odstawać pod względem popularności od konkurencyjnych dyscyplin, futbolu australijskiego i rugby league. Na dodatek format rozgrywek był skomplikowany (w fazie zasadniczej liga była dzielona na konferencje, ale o awansie do play-off decydowała łączna tabela całej ligi). Tak naprawdę szerszą uwagę widowni przyciągały tylko tradycyjne pojedynki między drużynami z tych samych krajów, przyjazdy najlepszych ekip z Nowej Zelandii i finały.
 
Już w 2018 okrojono liczbę drużyn. Dwie franszyzy południowoafrykańskie, Cheetahs i Southern Kings w tej sytuacji przeniosły się do europejskiej ligi Pro14, a właściciel australijskiego Western Force postanowił utworzyć swoją własną ligę dla drużyn z południowo-wschodniej Azji, Australii i Oceanii. Rok później Sunwolves próbowali negocjować obniżenie opłaty za prawo udziału w lidze, którą ponosili jako jedyni i wynosiła około 9 mln dolarów rocznie – po niepowodzeniu negocjacji zdecydowali się opuścić ligę (tegoroczny sezon był ich ostatnim). A gdy w bieżącym roku australijska federacja starała się o nowy kontrakt telewizyjny, otrzymała oferty na kwoty kilkakrotnie niższe niż przychody, niż przynosiła jej dotychczasowa umowa.
 
Pandemia COVID-19 kryzys zdecydowanie pogłębiła. Spowodowała zerwanie połączeń komunikacyjnych pomiędzy krajami, z których pochodziły drużyny uczestniczące w lidze. Rocznicowy, dwudziesty piąty sezon zamiast sukcesu przyniósł klęskę i kolosalne straty finansowe, najbardziej bolesne dla federacji australijskiej, która już wcześniej była w poważnych tarapatach. Po rozegraniu siedmiu spośród osiemnastu rund sezonu zasadniczego rozgrywki zawieszono, a szybko stało się jasne, że w zaplanowanym pierwotnie kształcie nie zostaną już zakończone. Poszczególne federacje zaczęły szukać innych rozwiązań. Ponieważ podróże międzynarodowe wciąż są niezwykle ograniczone, zaplanowano w Australii i Nowej Zelandii krajowe rozgrywki dla franszyz z tych krajów. 13 czerwca w Nowej Zelandii rusza Super Rugby Aotearoa, a 3 lipca w Australii Super Rugby AU. Co ciekawe, Australijczycy przeprosili się w tym celu z wykluczonym wcześniej z Super Rugby Western Force. Ale to są rozwiązania ad hoc, przewidziane wyłącznie na ten sezon.
 
I co dalej?
 
Jednak jak będzie wyglądało Super Rugby za rok? Organizator rozgrywek, SANZAAR, oficjalnie informuje, że planuje przeprowadzić rozgrywki w 2021 tak, jak je pierwotnie zaplanowano (14 drużyn, bez podziału na konferencje). Jednak taki plan stoi pod znakiem zapytania choćby nawet z przyczyn praktycznych: nie wiadomo, czy w przyszłym roku będzie można swobodnie podróżować między kontynentami, a jeśli tak – koszty takich podróży na pewno znacząco wzrosną. Stąd spekulacje o tym, że i za rok drużyny z poszczególnych krajów będą początkowo grały we własnym gronie i spotkają się na koniec sezonu w jednym miejscu (może w Australii), aby rozegrać tam fazę finałową z udziałem dwóch najlepszych drużyn z każdego kraju. I może także dwóch z Japonii.
 
Jednak to scenariusz optymistyczny. Bo problemy z poprzednich lat wciąż istnieją, a pandemia może stać się katalizatorem znacznie głębszych zmian. Tegoroczne straty finansowe oznaczają, że federacje nie mogą sobie pozwolić na kontynuowanie modelu nieefektywnego ekonomicznie. Potrzebują rozwiązań, które generują jak najmniejsze koszty, a dają jak największe zyski. I od kilku tygodni z każdego zakątka południowej półkuli dochodzą wieści, które zdają się wskazywać na koniec Super Rugby, jaką znamy.
 
W Nowej Zelandii oficjalnie zapowiedziano przegląd dotychczasowych rozgrywek – nie czyni się takich kroków tam, gdzie nie ma potrzeby zmian. W Australii spore grono osób ze środowiska rugby wprost opowiada się za kontynuacją rozgrywek w formacie transtasmańskim, czyli z udziałem wyłącznie drużyn z Australii i Nowej Zelandii (niższe koszty, a różnica czasu wynosi dwie godziny). Prezes europejskiej ligi Pro14 stwierdził, że liga widzi perspektywy rozwoju w Afryce Południowej, co powszechnie odebrano jako wskazanie, że do dwóch już tam grających franszyz południowoafrykańskich mogą dołączyć pozostałe cztery (choć odległości nadal spore, to łatwiej o transport, a różnica czasu wynosi dwie godziny – ponoć rozmowy już trwają). A graczom argentyńskich Jaguares ich pracodawcy zasugerowali, że jeśli będą mieć oferty z innych klubów, powinni z nich korzystać. I to nie koniec.
 
Tak naprawdę, przeszkodą dla zmian są tylko kontrakty telewizyjne, obowiązujące jeszcze przez parę lat federacje południowoafrykańską i nowozelandzką. Jednak jeśli stacje telewizyjne otrzymają w zamian produkty dające podobne albo większe zyski, dlaczego miałyby się wahać?
 
Co tak naprawdę się zdarzy, nie wiemy. Ale jednego możemy być chyba pewni: jakieś zmiany nastąpią. Los argentyńskich Jaguares w przyszłym sezonie wydaje się być już przesądzony. Wczoraj portal news24.com przytoczył wypowiedź szefa federacji południowoafrykańskiej, Jurie’go Roux, z której wynika, że SANZAAR szuka nowych rozwiązań. I może to być trzęsienie ziemi.
 
A póki co, w najbliższych tygodniach Super Rugby znowu będzie na oczach całego świata. Cieszmy się tym.
 
Post scriptum
 
Niedawno odbyły się wybory nowego szefa World Rugby. Kraje z SANZAAR solidarnie popierały „swojego człowieka” (był nim Argentyńczyk Agustín Pichot). Chciały zmienić dotychczasowe zasady podziału zysków z meczy międzynarodowych, głośno krytykując ich niesprawiedliwość. Jakże gorzko musiały te zarzuty brzmieć w uszach Japończyków, Fidżijczyków czy Samoańczyków. Wszak od Japończyków i Fidżijczyków zarządzający Super Rugby żądali za samo prawo do gry w tej lidze ciężkich milionów, a przed Tognijczykami i Samoańczykami zatrzasnęli drzwi. Efekt? Głosy przedstawicieli tych krajów przeważyły szalę na stronę kandydata z Europy, Billa Beaumonta.
 
W Szponach Rugby [kliknij]

Informacje dla uczestników 7 i XV Terminy rozgrywek seniorek i seniorów
Tabela Ekstraligi
01Budo 20111877
02Ogniwo Sopot1875
03Orkan Sochaczew1865
04Edach Budowlani1865
05Lechia Gdańsk1742
06Juvenia Kraków1838
07Arka Gdynia 1725
08Awenta Pogoń1819
09Posnania Poznań1819
10Up Fitness Skra18-72

Wyniki