Japonia na ustach świata19.09.2015
TweetW sobotnie popołudnie chyba wszystkim kibicom rugby na świecie szczęki opadły do samej ziemi i długo nie potrafili otrząsnąć się z sensacji, jaka wydarzyła się Brighton. Japonia pokonała RPA 34:32 po raz pierwszy w historii, szokując cały świat. Wprawiła również w dziką radość wszystkich dziennikarzy oczekujących na mecz Francja – Włochy w centrum prasowym na Twickenham.
Żeby odpowiednio zbudować napięcie zacznijmy od początku. Sobota była pierwszym, intensywnym dniem z rugby na tegorocznych mistrzostwach, bo zaplanowano aż cztery mecze. Już w pierwszym doszło do niewielkiej niespodzianki, bo Gruzja 17:10 pokonała Tonga, ale by dobrze oddać przebieg spotkania, wynik powinien brzmieć 213:48, bo właśnie tyle szarż wykonały obie ekipy.
Lelos bronili jak szaleni, a Wyspiarze napierali całą swoją mocą. Ta drużyna przed czterema laty w Nowej Zelandii, w fazie grupowej zdołała pokonać Francję, więc w tym roku jej kibice liczyli po cichu na coś więcej niż jedno, czy dwa zwycięstwa. Udany początek zmagań był ich obowiązkiem, a tymczasem mistrzowie Pucharu Narodów Europy pokrzyżowali im plany, odnosząc swoje pierwsze zwycięstwo w historii startów w Pucharze Świata.
Chyba nikt nie zaprzeczy, że Gruzja zasłużyła na ten triumf. Obrona ekipy z Kaukazu była po prostu fenomenalna. Fantastycznie zorganizowana, agresywna i pewna. Zawodnicy niemal zawsze pracowali dwójkami, gdzie jeden atakował nogi, a drugi korpus. Mimo tego zaangażowania w linii defensywnej nie było luk i Tonga zdołała wymęczyć tylko jedno przyłożenie. To zwycięstwo na pewno podniosło morale, więc możemy spodziewać się kolejnych inspirujących występów Gruzji.
Na niespodziankę nie zdobyli się Kanadyjczycy, którzy ulegli Irlandii 7:50. Rugbiści z Zielonej Wyspy byli klasą dla siebie i pokazali styl z jakim sięgali po ostatnie dwa Puchary Sześciu Narodów. Mimo nie do końca udanych test meczów, na starcie rywalizacji w Anglii pokazali, że nie bez powodu upatruje się w nich faworytów do walki o medale.
Siedem zdobytych przyłożeń i jedno stracone po prostym błędzie i przechwycie. Irlandia pokazała jaka przepaść dzieli jeszcze Kanadę od europejskiej czołówki. I chyba wszyscy spodziewali się, że podobny wynik padnie w starciu RPA z Japonią…
Tymczasem doszło do chyba największej sensacji w dziejach rugby. Japonia pokazała, że praca u podstaw i zawodowa liga zrobiła z niej naprawdę mocną drużynę. Taką, która jest w stanie podjąć walkę z każdą ekipą globu. Wielu prawdopodobnie lekceważyło możliwości rugbistów z Kraju Kwitnącej Wiśni, tymczasem ich liga z takim zawodnikami jak Shane Williams, czy Nick Cummins ma naprawdę wysoki poziom.
W efekcie kibice RPA przeżyli szok, doznając porażki 32:34. Na jednej ze stacji kolejowych w Londynie obserwowaliśmy, jak angielscy kibice nabijali się z dwóch innych kibiców w koszulkach Springboks. Wszystko odbywało się oczywiście w bardzo przyjacielskiej atmosferze i zakończyło stwierdzeniem: „zobaczymy, jak Anglia poradzi sobie z Urugwajem…”
Wracając jednak do Japonii, Eddie Jones oraz kapitan Michael Leitch, który podjął decyzję o grze ręką do końca, zamiast niemal pewnych trzech punktów z podstawki przyznali, że to zwycięstwo może jeszcze bardziej zmienić oblicze rugby w Japonii. – Po tym meczu dzieci w Japonii będą chciały być jak Michael Leitch albo Ayumu Goromaru – obrońca, który zakończył to starcie z dorobkiem 24 punktów.
- Naszym celem jest wejść do ćwierćfinału i stać się drużyną turnieju. Zrobiliśmy pierwszy krok, ale teraz musimy potwierdzić to w meczu ze Szkocją – powiedział Leitch, który miał zaledwie kilka lat, kiedy Japonia po raz ostatni wygrała mecz podczas Pucharu Świata (1991 r).
Chyba nie ma osoby, która nie kibicowała by teraz Japonii (poza oczywiście kibicami ich grupowych rywali). Na Twickenham w biurze prasowym zgromadziły się tłumy dziennikarzy, którzy zgodnie dopingowali Japończyków. Podobnie przed stadionem w strefie kibica, wszyscy zgromadzeni podskakiwali w euforii po zwycięstwie wywalczonym w ostatnich sekundach. Takie chwile w sporcie są zupełnie bezcenne.
Wisienką na torcie miało być starcie Francji z Włochami. Po wcześniejszych spotkaniach to przyniosło jednak trochę zawodu. Oglądaliśmy twarde starcie, pełne mocnych wejść w kontakt, mauli, przegrupowań, zawalonych młynów. Obie strony popełniały sporo błędów, które sędzia punktował z aptekarską precyzją.
Trójkolorowi byli lepszą stroną i zasłużyli na zwycięstwo (35:10), ale Włosi też dali z siebie wiele. Mieli lepsze statystyki w zakresie posiadania piłki oraz terytorium, a mimo to nie byli w stanie wykorzystać kilku doskonałych okazji.
Obie strony straciły również ważnych zawodników. Dla Włoch nie zagra już Andrea Massi, który zerwał Achillesa, a dla Francji Yoann Huget. Skrzydłowy prawdopodobnie zerwał więzadło krzyżowe. Dla obu ekip to poważna strata przed czekającym je starciu z Irlandią…
Po takim dniu, jak sobota aż strach pomyśleć co nas jeszcze czeka. W niedzielę też może zdarzyć się niespodzianka. Pewnie nie w starciu Walii z Urugwajem, ale może w pojedynku Samoa z USA? A otwarcie rywalizacji All Blacks? Czy Argentyna postawi się Nowej Zelandii? To będzie z pewnością fantastyczne widowisko, zwłaszcza że na trybunach ma zasiąść 90 tysięcy kibiców!
Tekst: Kajetan Cyganik
Fot. Tomasz Plenkowski