Największa impreza w Europie!26.05.2015
TweetPolak potrafi! Zdaniem wszystkich - od zawodników, przez kibiców, po samych sędziów - Warszawa jest gospodarzem najlepszej imprezy „social rugby” na świecie. Przez trzy dni miłośnicy rugby z różnych krajów bawili się na turnieju organizowanym przez klub Frogs & Co. Warszawa. Mimo festynowej zabawy, mogliśmy obejrzeć dość wysoki poziom rugby, a prawdziwą perełką był finał Cirencester (Anglia) kontra Jamhour Black Lions (Liban), który wygrali Anglicy 24:7. W turnieju żeńskim zwyciężyły zawodniczki Atomówek Łódź.
Drużyna Cirencester zaliczyła „hattrick” zwycięstw na Warszawskim turnieju, wygrywając wcześniej w 2006 oraz 2009 roku. Natomiast zespół Jamhour Black Lions odnotował drugą z rzędu przegraną w finale. - Nasza drużyna uwielbia Warszawę i turniej organizowany przez Frogsów - powiedział Tim Thomson, kierownik zwycięskiej drużyny.
- To na pewno nie jest nasza ostatnia wizyta. My tu jeszcze wrócimy wygrać po raz kolejny główne trofeum. Jednak nie tylko zwycięstwo się liczy. Gospodarze włożyli mnóstwo serca w to, aby turniej był rewelacyjny. Żaden z nas nie bawił się równie dobrze na innych tego rodzaju turniejach. Do tego dzięki zaangażowaniu Frogsów udało się zebrać dosyć potężne dotacje dla naszej fundacji – skończył Thomson.
Turniej zaczął się od imprezy powitalnej w klubie „Rock On” przy ulicy Mazowieckiej, gdzie koncert powitalny dał Brian Allan wraz z zespołem Bon Jovski. Mimo że impreza trwała do białego rana to zawodnicy punktualnie zameldowali się o 10.00 rano na boisku na AWF-ie. Pierwszego dnia rozegrano fazę grupową. To ona miała zadecydować o rozstawieniu następnego dnia podczas fazy pucharowej.
Jak wcześniej wspomnieliśmy, Warsaw Rugby Festival to możliwie najlepsza impreza „social rugby” na świecie. Tak więc poza samymi meczami, gospodarze zapewnili kibicom i przyjezdnym liczne atrakcje. Był namiot dla gwiazd rocka w którym częstowano różnymi trunkami, zorganizowano „Piwną Milę”, czy też zapewniono różne gry i zabawy.
- Regularnie jeżdżę sędziować tego typu zawody, jednak te warszawskie są zdecydowanie najlepsze - powiedział Julian Bevan, sędzia klasy międzynarodowej. - Macie wszystko, czego trzeba, od dużej ilości drużyn, po liczne atrakcje przy boisku. Gdyby nie to, to wielu z nas (sędziów - przyp. Red.) nie chciałaby się tu wybrać, a tak co roku zbiera się pokaźna ekipa arbitrów i to takich, co sędziuje na poziomie Premiership - dodał Bevan.
Drugiego dnia „Frogsi” podkręcili tempo i na turniej przybyli zawodnicy z innych sportów, którzy robili prezentację swojej dyscypliny dla dzieci z okolicznych domów opieki społecznej. Dzieciom też zapewniono różne gry i zabawy, w tym trening rugby poprowadzony przez byłego kadrowicza, a obecnie trenera Ladies Frogs - Aleksandra Bartoszewicza.
Poza samą grą podczas turnieju zbierano pieniądze na różne akcje charytatywne. Gospodarze postanowili zaangażować się na rzecz angielskiej fundacji zajmującej się opieką chorymi na raka -„Ruck Off Cancer”. Założona została przez zawodników zwycięzców turnieju - Cirencester - by upamiętnić ich byłego kapitana, który rok temu w wieku 26 lat zmarł na raka. Oprócz tego Frogsi wsparli finansowo fundację „Platforma Równych Szans”. Po podliczeniu dokładnej sumy zarobionych pieniędzy, a także opłacenie różnych zniszczeń klub Frogs ogłosi na jakie cele przeznaczy zebrane pieniądze.
- Turniej zakończył się dużym sukcesem na poziomie organizacyjnym, jak i zabawowym. Jesteśmy zadowoleni z tego, że nasi goście wrócili do swoich domów z znakomitymi wspomnieniami. Mam nadzieję, że uda się podtrzymać poziom i wykorzystać go do promowania rugby w Polsce - zakończył Antoni Bohdanowicz.
Zdjęcia: Frogs & Co Warszawa