O wyjątkowych medalistach olimpijskich19.03.2020
TweetSebastian Warzecha - Kierunek Tokyo/ weszło.com
Poniżej „Złote Rio”, traktujący o rugbistach Fiji, fragment wspaniałego artykułu o krajach, które w igrzyskach olimpijskich zdobyły jeden medal, przeczytaj całość [kliknij]
W Brazylii aż trzy kraje dołączyły do grona państw z jednym olimpijskim medalem. Ale łączy je jeszcze jedno - każdy z nich zdobywał złoto. Jeden z nich zdobyli reprezentanci Fidżi, którym udało się to w dużej mierze dlatego, że w Rio siedmioosobowe rugby debiutowało jako dyscyplina.
Rugby to na tej wyspie wręcz religia, a zawodnicy z Fidżi należą do najlepszych na świecie. Od samego początku byli więc faworytami turnieju. I mówili, że jeśli wygrają, to ich „lotnisko będzie za małe dla świętujących tłumów”. Jak się okazało - wkrótce mieli się przekonać, czy faktycznie tak będzie. Bo przez turniej przeszli jak burza, właściwie ani przez chwilę nie byli zagrożeni porażką. W finale roznieśli Wielką Brytanię 43:7, pieczętując swój tytuł w najlepszym możliwym stylu.
W ich ojczyźnie oglądali ten mecz wszyscy. Tysiące osób ustawiały się w supermarketach przy tamtejszych telewizorach czy wystawionych specjalnie na tę okazję odbiornikach w bankach, a nawet na postojach taksówek. Na tamtejszych Stadionie Narodowym ustawiono wielki telebim i o 10 rano lokalnego czasu zapełniły się wszystkie krzesełka. Fidżi czekało na sukces. Czekało tak bardzo, że ludzie - w pośpiechu - zostawiali samochody na środku ulicy, byle tylko zdążyć obejrzeć mecz. Ba, przez trwający trzy dni turniej ponoć zauważalnie spadło PKB kraju.
Kiedy po meczu puszczono powtórki wszystkich spotkań zespołu na drodze do olimpijskiego mistrzostwa, ludzie dalej dopingowali swoich zawodników, jakby to wszystko działo się na żywo. No, przynajmniej ci, którzy nie wybiegli na ulicę, by ściskać się z sąsiadami i szaleć z radości. A mogli sobie na to pozwolić, gdyż z okazji złota dostali od rządu wolny dzień. Podobnie uczniowie college’u w Nadi, którzy normalnie ćwiczą medytację - oni po finale byli na to po prostu zbyt podekscytowani. Więc wyprowadzono ich na dwór, gdzie sami mogli uprawiać wybrane przez siebie sporty.
- Dziękowałem Bogu za to, że dał nam szansę, by wygrać w takim miejscu jak igrzyska - mówił Osea Kolinisau, kapitan zespołu. - Nigdy nie śniłem o byciu olimpijczykiem, a co dopiero o zdobyciu medalu. Jestem wdzięczny za tę możliwość. - Czego nie dodał, to fakt, że sukces ten miał nieco ironiczny wydźwięk. Bo nie dość, że w finale Fidżi, była brytyjska kolonia, pokonało właśnie Wielką Brytanię, to ich trenerem był… Brytyjczyk, Ben Ryan.
- Czuję się niesamowitym szczęściarzem, bo mogłem prowadzić tę wspaniałą grupę sportowców, których wspierało z wielką pasją całe państwo. Chciałbym móc wytłumaczyć to komuś, kto nie był na Fidżi, ale to niemożliwe. Chłopcy są na okładkach i ostatnich stronach gazet, w wiadomościach o szóstej, a gdy wychodzisz z lotniska, pierwszym, co widzisz, jest wielki billboard z nimi. Oni są na Fidżi supergwiazdami. […] Na wyspie mogę wybrać się na godzinną przejażdżkę i zobaczyć 50 wiosek, w których gra się w rugby. To pasja. Sport narodowy - mówił. Po czym ogłosił, że odchodzi ze stanowiska, bo osiągnął to, co chciał osiągnąć.
Ale czekała na niego jeszcze celebracja. Najpierw ta w Rio, w McDonaldzie, bo to tam chcieli pójść sami zawodnicy. A potem na Fidżi, wraz z tysiącami ludzi. I z gratulacjami od sąsiada z innej wyspy. Paea Wolfgramm cieszył się bowiem ich sukcesem tak, jakby chodziło o reprezentację Samoa. Bo to przecież też Oceania.