Przegląd Lig Świata11.01.2021
Tweet
Pro14 - Irlandia, Szkocja, Walia, Włochy
• W jedenastej kolejce Pro14 do skutku nie doszły oba pojedynki szkocko-włoskie. Aby uniknąć podróży międzynarodowych postanowiono rozegrać w ten weekend mecze tych samych drużyn w innej konfiguracji czyli derby Szkocji i derby Włoch, które nie doszły do skutku w dziewiątej kolejce. Mieliśmy mieć zatem komplet siedmiu derbowych spotkań. Okazało się jednak, że jednego do kompletu zabrakło: nie odbyły się derby Szkocji, ale tym razem przeszkodą nie była epidemia, ale zanadto zmrożone boisko w Glasgow.
• Najciekawiej było oczywiście w Irlandii, gdzie odbyły się arcyciekawie zapowiadające się mecze na szczycie obu konferencji ligi. W piątek Leinster podejmował Ulster, ostatnią niepokonaną drużynę w europejskich ligach. Był to rewanż za finał poprzedniego sezonu rozgrywek. Dublińczycy potrzebowali zwycięstwa, aby zachować szansę na awans do finału ligi, i to zwycięstwo wywalczyli. Co prawda po pierwszej połowie przegrywali 5:9, ale całkowicie zdominowali gości w drugiej części spotkania i ostatecznie wygrali 24:12 – nawet mimo kiepskiej skuteczności Sextona w kopach z podstawki. Zanotowali na swoim koncie cztery przyłożenia i zdobyli punkt bonusowy, podczas gdy belfastczycy nie zdobyli ani jednego przyłożenia. Co więcej: przez niemal cały mecz ani razu poważniej nie zagrozili poważniej gospodarzom – dopiero w ostatniej akcji meczu zbliżyli się do pola punktowego rywali, ale po niezliczonej ilości przegrupowań podali piłkę prosto w ręce rywali i nie zdobyli nawet punktu bonusowego.
• Mecz na szczycie konferencji B Connacht – Munster też był pełen twardej walki, ale na deser dostaliśmy dramatyczną końcówkę. Po poprzednim weekendzie wydawało się, że Connacht może zachować szanse na finał. Jednak po pierwszej połowie Munster prowadził 10:3 i nie zanosiło się na niespodziankę. Dwa kilkudziesięciometrowe maule dały gościom najpierw trzy punkty z karnego, a potem trzy dzięki przyłożeniu z podwyższeniem. Connacht odpowiedział jedynie karnym Carthy’ego (który pierwszą taką okazję zmarnował na początku meczu). W drugiej połowie JJ Hanrahan z karnych dorzucił sześć punktów dla Munsteru, a starania Connachtu o przyłożenie pozostawały bezowocne. Im bliżej końca meczu, tym bardziej gospodarze próbowali naciskać Munster, ale ten znakomicie wypychał ich spod swojego pola punktowego i nic nie wskazywało na to, że Connacht poważnie mu zagrozi. Gdy jednak na cztery minuty przed końcem Rory Scannell osłabił drużynę gości po żółtej kartce, gospodarze wykorzystali przewagę i na dwie minuty przed upływem regulaminowego czasu gry zdobyli przyłożenie, podwyższone przez Carthy’ego z trudnej pozycji. Po wznowieniu gry Connacht zbudował akcję, która z własnego pola 22 m doprowadziła go tuż pod linię pola punktowego rywali. Byli o włos od przyłożenia, a żółtą kartkę zobaczył kolejny gracz Munsteru. Przez kolejne kilka minut Connacht próbował odwrócić losy meczu grając z przewagą dwóch zawodników, jednak zabrakło szerokiego rozegrania, a w kolejnych przegrupowaniach w pobliżu bramki wreszcie piłkę stracił. Munster wygrał 16:10 – jego zwycięstwo długo wydawało się pewne, ale okazało się wyjątkowo szczęśliwe.
• W Walii trzecie kolejne derby przegrane przez Dragons (pozostałe ekipy zanotowały w nich bilans po 2:1). Po porażkach z Cardiff Blues i Scarlets, tym razem ulegli Ospreys 20:28. Co prawda na początku wykorzystali grę w przewadze i prowadzili, a jeszcze na parę minut przed końcem mieliśmy remis po 20, ale ostatnie minuty należały do gości, którzy najpierw zdobyli trzy punkty z karnego, a potem dorzucili ostatnie przyłożenie w meczu. Do końca walczyli o czwarte przyłożenie, jednak tego już nie osiągnęli. Mimo to Ospreys robią niezłe wrażenie, podnosząc się po poprzednim, nieudanym sezonie (pięć zwycięstw w ostatnich sześciu meczach). W drugim starciu drużyn walijskich Cardiff Blues podejmowali Scarlets. • • Gospodarze nieoczekiwanie przystąpili do tego meczu z nowym trenerem – z osobistych powodów ekipę opuścił John Mulvihill, a jego miejsce tymczasowo zajął Dai Young, który kierował już tą drużyną w latach 2002–2011. I zaczął od zwycięstwa: Blues pokonali Scarlets 29:20. Ułatwiła im to na pewno gra z przewagą jednego zawodnika przez ponad pół meczu, choć mimo osłabienia Scarlets w 60. minucie wyszli na prowadzenie. Nie dowieźli go jednak do końca, w czym duża zasługa Jarroda Evansa, który w ostatnich minutach skutecznie wykonywał karne. Czerwona kartka Liama Williamsa stawia pod znakiem zapytania jego występy w Pucharze Sześciu Narodów, zwłaszcza, że po jej pozwolił sobie na niestosowny komentarz wobec sędziego, pytając się, czy tu się gra w rugby touch…
• We Włoszech drugie spotkanie Zebre z Benettonem (tym razem w Parmie) i drugie z rzędu zwycięstwo Zebre. Benetton pozostaje jedyną drużyną bez zwycięstwa w lidze. Było nerwowo, Zebre miało już dziesięć punktów przewagi, ale grając w osłabieniu pozwoliło wyjść na prowadzenie drużynie z Treviso. Jednak dwa karne Antonia Rizziego w ostatnich minutach dały gospodarzom wygraną 22:18.
• W tabeli bez wielkich zmian. W konferencji A Leinster na powrót stał się faworytem do awansu do finału i zdobycia czwartego tytułu mistrzowskiego z rzędu. Choć jest na drugim miejscu tabeli ze stratą pięciu punktów do Ulsteru, ma dwa spotkania zaległe, podczas gdy Ulster jako jedna z dwóch drużyn w lidze rozegrał komplet meczów. Cała nadzieja Ulsteru w Munsterze, który czeka na zaległą konfrontację z mistrzami. W konferencji B zwycięstwo Munsteru już niemal całkowicie przesądza o tym, że ta drużyna zagra w finale – powiększył przewagę nad Connachtem do jedenastu punktów.
• Pomysł Rainbow Cup (czyli imprezy z udziałem drużyn południowoafrykańskich w drugiej części sezonu) nie wzbudził powszechnego entuzjazmu. Krytykowane jest obcięcie play-off w obecnym sezonie Pro14 z tego powodu tylko do finału – to powoduje, że jedyną stawką w rozgrywce dla większości zespołów pozostał awans do Champions Cup. A do tego trudno sobie wyobrazić podróże do Południowej Afryki na wiosnę.
• Z transferowych plotek: ponoć Rhys Priestland zamierza wrócić z Anglii do Walii i przejść z Bath do Cardiff Blues od nowego sezonu. Podpisany kontrakt ma dać możliwość powołania go do reprezentacji Walii w tegorocznym Pucharze Sześciu Narodów.
Premiership - Anglia
• W ubiegłym tygodniu ponownie wrócił na łamy rugbowych mediów temat spadków i awansów w Premiership. To efekt odwoływania spotkań z powodu koronawirusa i przyznawania punktów przy zielonym stoliku. Dziennikarze zaczynają zastanawiać się, czy takie rozstrzygnięcia nie będą decydować o spadku z ligi, a to byłoby niesprawiedliwe. Stąd wracają do idei zamknięcia Premiership na pewien czas (nie wiedzieć czemu mówią o dwóch latach) w składzie 13-zespołowym – wszystkich udziałowców PRL, z włączeniem Saracens. Podobnie ponoć myślą niektóre kluby. Cóż, o takim a nie innym sposobie rozstrzygania spotkań odwołanych z powodu epidemii zadecydowała sama liga i teraz nie powinna powoływać się na to rozstrzygnięcie jako argument za likwidacją awansów i spadków.
• A niestety, koronawirus uderzył ponownie. Odwołano piąte spotkanie w tym sezonie: Northampton Saints – Leicester Tigers. Tydzień temu Saints nie grali z powodu epidemii w obozie Irish, tym razem koronawirus rozpanoszył się u nich. Władze ligi zaostrzają antyepidemiczne standardy – m.in. wprowadzono zakaz okazywania radości po przyłożeniach „twarzą w twarz”, a także zakaz spotkań drużyn w zamkniętych pomieszczeniach (mają odbywać się wirtualnie lub na świeżym powietrzu). Zapowiedziano też ściganie zawodników naruszających zasady związane z epidemią podczas meczów i treningów. W testach z początku tygodnia stwierdzono kolejne 19 pozytywnych przypadków (z ośmiu klubów, w tym 16 zawodników). To sporo mniej niż tydzień wcześniej, ale i tak dużo.
• Szósta kolejka zaczęła się niesamowitym spotkaniem pomiędzy Bath i Wasps – królował tu atak i na The Rec padło aż 96 punktów. Spotkanie fantastycznie zaczęło się dla gospodarzy: Rhys Priestland w ciągu pierwszych 12 minut zdobył 13 punktów (przyłożenie w trzeciej minucie, podwyższenie i dwa karne) i było 13:0. Co prawda chwilę potem Wasps zanotowali pierwsze przyłożenie, na dodatek karne, dzięki czemu zaczęli grać w przewadze, ale osłabione Bath nie odpuszczało. W ciągu paru minut obie drużyny zdobyły po przyłożeniu, Priestland dołożył trzy kolejne karne dla gospodarzy, goście odpowiedzieli kolejnym (już trzecim) przyłożeniem. Do przerwy Bath prowadziło 29:24, a Priestland miał na koncie aż 24 punkty (skończył mecz z dorobkiem 26 oczek). Druga połowa należała jednak do gości: już po paru minutach wyszli na prowadzenie i choć Bath odpowiedziało przyłożeniem, trzy kolejne (w tym dwa najlepszego gracza meczu, Paola Odugwu) poszły na konto Wasps. W 80. minucie gospodarze przegrywali 39:52, ale mieli o co walczyć: 7 punktów dałoby im dwa punkty bonusowe. Wykorzystali żółtą kartkę Jacka Willisa, zdobyli swoje czwarte przyłożenie w meczu, ale podwyższenie okazało się pierwszym spudłowanym kopem w tym meczu – wszystkie szesnaście wcześniejszych było celne. Bath przegrało 44:52 i musiało zadowolić się tylko jednym punktem bonusowym. A Wasps zanotowali znakomitą statystykę: na osiem wizyt w polu 22 m Bath, wszystkie osiem skończyli punktami (siedem przyłożeń i jeden karny, średnia 6,5 punktu). Niesamowite widowisko, prawdziwe święto rugby i kolejny fantastyczny występ Wasps, którzy tydzień temu pokonali mistrzów z Exeter.
• Drugi hit mieliśmy w sobotę: Exeter Chiefs podejmowali Bristol Bears i ponieśli drugą porażkę w sezonie – drugą z rzędu i drugą z bezpośrednim rywalem w wyścigu po mistrzostwo. Po pierwszej połowie było 7:7 w punktach i 1:1 w żółtych kartkach po ciągłych problemach w młynach. Mnóstwo walki i sporo szans dla obu drużyn, świetnie jednak prezentujących się w decydujących momentach w obronie. W drugiej połowie Bears wyszli na prowadzenie po karnym, ale potem długo żadna drużyna nie była w stanie zdobyć punktów. Dopiero po koniec meczu Bears dorzucili 10 punktów, których zdobywanie zaczęli przyłożeniem Semiego Radradry. Chiefs drugą połowę skończyli z zerowym dorobkiem. Bristolczycy odnieśli bezcenne zwycięstwo nad obrońcą tytułu mistrzowskiego na wyjeździe 20:7. Mecz zupełnie inny niż piątkowy, ale też znakomity. Exeter popełnił za dużo błędów kosztujących ich karnymi. Miał swoje szanse, ale Bristol szczególnie w drugiej połowie był lepszy – to chyba najlepszy występ tej drużyny w tym sezonie. Swoją drogą, w czasie meczu miała miejsce sytuacja, w której grający w Bears reprezentant Anglii Kyle Sinckler krzyknął podczas akcji na sędziego: Are you fu**ing serious?! Skończyło się na pouczeniu, ale chyba nie o to chodzi w tej grze. Sincklera nie usprawiedliwia też fakt, że odnosił się do dawnego kolegi z drużyny (Sinckler i sporo starszy od niego Dickson przez kilka lat grali razem w Harlequins).
• Poza tym Sale Sharks pokonało Worcester Warriors 20:13 (Sale wróciło na drogę sukcesu, to drugie zwycięstwo z rzędu, choć oba nad drużynami z samego dołu tabeli), Newcastle Falcons pokonali Gloucester 22:10 (już po kwadransie prowadzili 12:0, m.in. dzięki przyłożeniu zdobytemu przez Adama Radwana po rajdzie przez całe boisko, ale potem musieli drżeć o wynik do ostatniej akcji), a Harlequins zremisowali z London Irish (goście grali pierwszy raz po dwóch weekendach przerwy wywołanej przypadkami COVID-19 w drużynie i zanotowali znakomitą końcówkę: dzięki dwóm przyłożeniom z podwyższeniami odrobili straty, a mieli jeszcze karnego z 50 m, który mógł dać im zwycięstwo). Ten ostatni mecz odbył się na londyńskim Stoop, gdzie wkrótce ma zostać uruchomione (poza dniami meczowymi) centrum szczepień na COVID-19.
• W tabeli na czele Bristol Bears zmienili pokonanych przez siebie Exeter Chiefs. Z tymi ostatnimi zrównał się punktami beniaminek, Newcastle Falcons, a tuż a jego plecami są Sale Sharks i Wasps. Na dnie nadal Gloucester. Jest co prawda w lidze więcej drużyn z tylko jednym zwycięstwem z boiska na koncie (Northampton czy Worcester), ale tym innym dorobek punktowy pomagały podreperować okoliczności covidowe.
• Kolejny transfer zapowiedziany na nowy sezon i kolejny polegający na ściągnięciu Szkota do Anglii: skrzydłowy reprezentacji Szkocji Duhan van der Merwe opuści Edynburg i będzie grać dla Worcester Warriors.
• Saracens rozpaczliwie potrzebują grać. Do startu Championship pozostały dwa miesiące, ostatnio pisałem o pomyśle na grę z Południowoafrykańczykami, ale tym razem pojawił się konkretny plan. Na mniejszą skalę: już za tydzień ruszy turniej z udziałem trzech zespołów Championship: Saracens, czołowej drużyny ligi Ealing Trailfinders oraz Doncaster Knights. Każdy z każdym, mecz i rewanż, a więc każda ekipa zagra po cztery spotkania. Najbardziej zadowolony jest zapewne Eddie Jones.
• Saracens pozyskali też nowego sponsora tytularnego dla swojego stadionu (w ubiegłym roku odszedł Allianz): będzie to firma z rynku kapitałowego, City Index.
Top 14 - Francja
• W środę zaległości z siódmej kolejki. Lyon podejmował Montpellier i wygrał 24:20. Prowadził już 14:0 i choć Montpellier zaczął odrabiać straty, Lyon dowiózł zwycięstwo do końca. Dla Montpellier to była piąta porażka z rzędu i kiepski start nowego trenera.
• W czternastej kolejce Top 14 (czyli pierwszej z rundy rewanżowej) nie odbyły się dwa spotkania. Już wcześniej zapowiedziano odwołanie meczu Tulonu i Bajonny (wynik plagi koronawirusa u Basków, która rozpętała burzę w europejskich pucharach – o czym niżej), natomiast szlagierowy mecz na szczycie Racingu 92 z La Rochelle początkowo przesunięto na niedzielę, by później w ogóle wymazać z programu tego weekendu (powodem koronawirus w szeregach graczy znad Atlantyku).
• Weekend zaczął się od sobotniego meczu Castres z Agen. Starcie dwóch drużyn z dołu tabeli – Agen dotąd z kompletem porażek w 13 meczach, Castres ze znacznie lepszym dorobkiem, ale tylko dwie lokaty wyżej. Mecz zaczął się bardzo po myśli Agen. Castres już po dwóch minutach stracili Filipo Nakosiego, który dostał czerwoną kartkę za szarżę w głowę przeciwnika, a chwilę później rywale zdobyli też przyłożenie. Po kwadransie Agen prowadziło 13:0, a po trzydziestu minutach 16:0. Zanosiło się na niespodziankę. Ale mimo gry w osłabieniu Castres zaczęło punktować. Jeszcze w pierwszej połowie po dwóch przyłożeniach zmniejszyło stratę do czterech punktów, a na początku drugiej wyszło na prowadzenie i konsekwentnie powiększało przewagę. Dopiero w ostatniej akcji meczu Agen zdołało odpowiedzieć przyłożeniem, ale to Castres wygrało 39:23, na dodatek zdobywając punkt bonusowy. Przed Agen jeszcze pół sezonu, ale jeśli takich meczów nie jest w stanie wygrać, grając niemal 80 minut z przewagą zawodnika, i to jeszcze w takim rozmiarze, to nie ma już dla nich nadziei.
• Niecodzienny przebieg miało też spotkanie dwóch innych drużyn z dołu tabeli: Brive po pierwszej połowie przegrywało z Montpellier 0:19, a na dodatek straciło na początku meczu kontuzjowanego Thomasa Laranjeirę. Zanosiło się na przełamanie kiepskiej passy bogaczy spod skrzydeł Altrada. Jednak Brive na początku drugiej połowy, wykorzystując dwie żółte kartki dla rywali (pierwszą z nich zobaczył Mohamed Haouas, drugą Cobus Reinach) zmniejszyło stratę do sześciu punktów. A w 79. minucie (znowu grająć w przewadze) wywalczyło drugie przyłożenie, podwyższone z trudnej pozycji, i pokonali Montpellier jednym punktem: 23:22. Niesamowity powrót do meczu. Brive ma ostatnio niezłą passę, natomiast Montpellier ma tylko wielkie ambicje.
• Emocje i powroty także w kolejnym spotkaniu: Pau – Clermont. Pau po dziesięciu minutach miało już na koncie dwa przyłożenia, a po dwudziestu trzecie i prowadziło 22:7. Jednak resztę pierwszej połowy zdominowali goście, którzy także zdobyli w tej części spotkania trzy przyłożenia i w efekcie na przerwę drużyny schodziły przy remisie 25:25. Po przerwie Pau wyszło na prowadzenie 31:25, ale to było wszystko, na co było stać gospodarzy. Dwa kolejne przyłożenia zdobyło Clermont, które wygrało 42:31.
• Na koniec weekendu Tuluza po błyskotliwym występie pokonała Stade Français 48:24. Już po pierwszej połowie prowadziła 24:3 i miała na koncie trzy przyłożenia. Druga połowa była bardziej wyrównana, ale paryżanie już nie byli w stanie zmienić wyniku. Ci dorzucili do swego dorobku cztery przyłożenia, a Stade Français odpowiedziało trzema. Dwa przyłożenia dla Tuluzy zdobył młody Matthis Lebel, który ma ich już w tym sezonie osiem i objął samodzielne prowadzenie w tej klasyfikacji w Top 14. A kilka fantastycznych przełamań linii rywali zanotował Sofiane Guitoune, który świetnie napędzał ataki gospodarzy.
• Poza tym w starciu dwóch drużyn, które w zeszłym roku dominowały w lidze, ale dziś znajdują się w środku tabeli, Bordeaux pokonało Lyon 31:9 (zdobywając punkt bonusowy).
• W tabeli Tuluza wykorzystała pauzę rywali i awansowała na pozycję lidera. Stawka podzielona jest na cztery grupy: na czele trójka Tuluza, La Rochelle i Racing 92. Siedem punktów przerwy i dalej kolejne sześć drużyn na przestrzeni zaledwie dwóch punktów. Potem kolejna spora przerwa i pięć drużyn, na których czoło wysforowały się Brive i Castres. A na samym końcu czerwona latarnia: Agen, które ma już 17 punktów straty do Montpellier (mimo rozegrania dwóch spotkań więcej).
• Gra też Pro D2, a świat zwrócił na uwagę na tę ligę z powodu wyjątkowego zakończenia meczu Béziers – Nevers. Gospodarze prowadzili w tym meczu już 22:3, ale w samej końcówce przegrywali 25:30. Grali w przewadze po kartce dla jednego z rywali, w ostatniej akcji meczu bardzo przycisnęli rywali. Akcja jednak została przerwana, a sędzia ogłosił koniec meczu. Wtedy jeden z graczy Nevers, Fidżijczyk Josaia Raisuqe, z radości podniósł sędziego. I zobaczył za to czerwoną kartkę.
Currie Cup - Południowa Afryka
• Ostatnie mecze fazy ligowej Currie Cup już bez wielkiej stawki: grono półfinalistów było znane tydzień temu i wyniki spotkań z ostatniego tygodnia zadecydowały wyłącznie o rozstawieniu w półfinałach. W środę Bulls pokonali Lions 22:15, a tego samego dnia odwołano z powodu epidemii weekendowe spotkanie Western Province z Sharks (koronawirus w ekipie Sharks). Już wtedy wszystko było wiadomo: na czele tabeli pozostali Bulls, przed Western Province, Sharks i Lions. Skład półfinałów: Bulls – Lions i Western Province – Sharks. Na koniec fazy zasadniczej sensacyjnie Pumas pokonali Bulls 44:14, ale wynik spotkania nie miał znaczenia dla układu tabeli, a Bulls zagrali w tym meczu drugim składem.
• Po wyjątkowo długiej epopei, obfitującej w zwroty akcji i skandale, fundusz MVM Holdings, który był zainteresowany zainwestowaniem w Western Province i przez wiele miesięcy prowadził z tamtejszą federacją negocjacje w tej sprawie, kupił akcje innej południowoafrykańskiej franszyzy, Sharks. Objął w niej 51% akcji, a pozostałe 49% pozostało w rękach dotychczasowych właścicieli, federacji KwaZulu-Natal i Super Sport International. Kwoty transakcji nie znamy, ale na pewno oznacza ona spory zastrzyk gotówki dla Sharks. A historia Western Province skończyła się fatalnie. W tej sytuacji półfinałowe spotkanie WP z Sharks będzie miała dodatkowy podtekst… Choć czy Sharks będą w stanie zagrać w półfinale? Nadzieję daje im fakt, że fazę play-off przesunięto o tydzień.
SLAR - Ameryka Południowa
• Kolejne wieści przed startem nowego sezonu SLAR – argentyńska federacja postanowiła zastąpić w tych rozgrywkach Ceibos przez Jaguares. Ciekawe posunięcie, biorąc pod uwagę, że Ceibos podpisali kontrakt do 2026 i konieczne jest osiągnięcie porozumienia pomiędzy argentyńską federacją i sponsorem drużyny, Fernando Riccomim (swoją drogą, świetny sposób na zniechęcenie do zabawy w rugby faceta, który zainwestował w Ceibos sporą sumę pieniędzy). Być może to próba zatrzymania personelu i sponsorów drużyny z Buenos Aires. Jednak w Jaguares nie pozostał skład, który wystarczyłby do grania w lidze. Z kolei niektórzy gracze Ceibos znaleźli już zatrudnienie w innych drużynach.
• Prawdopodobnie dojdzie do zmiany franszyzy w Brazylii, pojawiły się też podobne spekulacje w odniesieniu do Urugwaju.
Top League - Japonia
• Za tydzień rusza ostatni sezon Top League, sowicie okraszonej gwiazdami z całego świata.
División de Honor - Hiszpania
• Tylko jeden mecz z sześciu zaplanowanych rozegrano w lidze hiszpańskiej. Powodem nie koronawirus, ale obfite opady śniegu.
Grzegorz Bednarczyk
Więcej informacji o rugby w kraju i na świecie przeczytasz na moim blogu „W szponach rugby” [kliknij]