Przegląd Lig Świata24.10.2022
Tweet
Top 14 - Francja
Ósmą kolejkę Top 14 zaczął mecz Racingu 92 z Montpellier. Obie drużyny dotąd spisywały się znacznie poniżej oczekiwań i ten mecz miał być szansą na przełamanie jednej z nich. Szansę wykorzystali paryżanie, którzy wygrali spotkanie 38:31 pogrążając obrońców tytułu w dolnej połówce tabeli (ponieśli czwartą porażkę z rzędu). Punktowanie w tym meczu zaczęło się od wymiany karnych. Po 20 minutach gry goście zaliczyli pierwsze przyłożenie, ale gdy w końcówce pierwszej połowy żółtą kartkę zobaczył Simon-Pierre Chauvac, stracili dwa błyskawiczne przyłożenia. Sytuacja powtórzyła się na początku drugiej połowy: w ciągu dwóch minut Racing zdobył dwa przyłożenia i prowadził już 32:10. Montpellier co prawda zabrało się do odrabiania strat, zdobyło trzy przyłożenia (w tym dwa w okresie gry w przewadze liczebnej), ale Racing utrzymał dystans dzięki kopom z karnych Finna Russella (w sumie 18 punktów z podstawki) – choć w końcówce było sporo napięcia.
W sobotni wieczór sporo emocji przeżywali kibice oglądający starcie Clermont z Bordeaux Bègles. Zacięta walka trwała od początku, krwawiąc schodzili z boiska m.in. Paul Jedrasiak i jego zmiennik Tomas Lavanini. Pierwsze punkty zdobyli z przyłożenia gospodarze po kwadransie gry, a chwile potem podwyższyli wynik i prowadzili 14:0. Goście pierwsze punkty zdobyli z karnego dopiero parę minut przed końcem pierwszej połowy, a dystans zmniejszyli przyłożeniem kończącym tę część spotkania (świetna akcja urodzonego w Kongo Madoshy Tambwe) – było 17:10. Po przerwie dwa karne Matthieu Jaliberta pozwoliły im zmniejszyć dystans do jednego punktu. Co prawda Clermont odpowiedziało karnym, ale na kwadrans przed końcem Tambwe zdobył swoje drugie przyłożenie (po przechwycie i rajdzie Jaliberta) i goście dzięki temu wyszli na trzypunktowe prowadzenie. Clermont wyrównało, a potem jeszcze obaj kopacze próbowali swoich sił, choć bez skutku: Anthony Belleau chybił z prawie 50-metrowego karnego, a Jalibert posłał z podobnej odległości zbyt krótkiego drop goala i mecz skończył się remisem 23:23.
Na koniec kolejki, w niedzielę, mieliśmy mecz na szczycie ligowej tabeli: lider grał z wiceliderem, czyli Tuluza z La Rochelle. Na starcie tych dwóch potęg można było ostrzyć sobie zęby. Ale zapewne bardzo duży wpływ na losy tego meczu miała sytuacja z zaledwie 12. minuty: Réda Wardi zaatakował barkiem w głowę Antoine’a Duponta i zobaczył czerwoną kartkę, co oznaczało, że przez prawie 70 minut roszelczycy grali w czternastkę. Tuluza mecz wygrała 26:17, choć paradoksalnie – zdobyła mniej przyłożeń niż goście (w tym elemencie gry było 1:2). Bezlitośnie wykorzystywała jednak przewinienia rywali i Thomas Ramos aż siedmiokrotnie punktował z karnych (w sumie zdobył wszystkie 26 punktów swojej drużyny, bo zapisał na swoje konto także jedyne przyłożenie). Goście w drugiej połowie zdobyli dwa przyłożenia i w obu przypadkach redukowali stratę do mniej niż 7 punktów.
Poza tym:
• Lyon pokonał Pau 31:27 (zacięte spotkanie, w którym jeszcze na 10 minut przed końcem mieliśmy remis, a w ostatnich chwilach padły trzy przyłożenia; dwóch Gruzinów przykładało piłkę w tym meczu – znowu świetny Dawit Niniaszwili i Beka Gorgadze);
• Bajonna wygrała z Perpignan 24:20 (Perpignan po dwóch przyłożeniach w końcówce pierwszej połowy prowadził 17:6, ale zwycięstwo stracił w ostatnich 10 minutach po dwóch przyłożeniach Basków; dla beniaminka to czwarte zwycięstwo w czwartym meczu u siebie w tym sezonie);
• Tulon zwyciężył wicemistrzów z Castres 28:20 (pierwsze przyłożenie w meczu zdobyli gracze Castres, ale szybko odpowiedział Cheslin Kolbe i tulończycy nie oddali prowadzenia już do końca);
• Stade Français upokorzyło Brive, wygrywając 27:0 (goście przyjechali w osłabionym składzie, z dwoma 18-latkami na pozycji łączników, a paryżanie pokazują swojemu właścicielowi, że potrafią wygrywać – na dodatek z bonusem dzięki trzem przyłożeniom).
Tuluza po wygranej z La Rochelle zwiększyła dystans nad resztą stawki do 9 punktów. Na pozycję wicelidera wspięło się świetnie radzące sobie ostatnio Stade Français. La Rochelle obsunęło się na trzecie miejsce. Odrobinę wspiął się Racing (choć nadal pozostaje w dolnej części tabeli), natomiast coraz niżej spada się Montpellier (już jedenaste).
W Pro D2 na czele tabeli Oyonnax, które odniosło zwycięstwo nad Béziers 28:22 – pierwsze wyjazdowe zwycięstwo liderów w tym sezonie. Wiceliderem jest natomiast Agen, które nieoczekiwanie pokonało Mont-de-Marsan aż 33:11 (przegrani spadli do dolnej połowy tabeli). Zwraca uwagę wynik meczu Montauban z Grenoble: gospodarze przegrali 33:34 i spadli na przedostatnią lokatę (dzięki świetnej skuteczności Tedo Abżandadze na kwadrans przed końcem prowadzili jeszcze 13 punktami, ale potem stracili dwa przyłożenia z podwyższeniami).
Premiership - Anglia
I znów zaczynamy od tego, co poza boiskiem: w poniedziałek w Wasps został wprowadzony zarząd komisaryczny. Kontrakty zawodników rozwiązano – zresztą nie tylko ich, bo w sumie zwolniono aż 167 osób. Jeden z ewentualnych nabywców klubu wycofał się z rozmów po tym, gdy dostał wiadomość, że przedmiotem transakcji nie będą objęte przypisane do Wasps udziały serii „P” w Premiership Rugby Ltd. Władze RFU i PRL krytykowane są za brak przeciwdziałania kryzysowi i przedstawiciele tych instytucji zostali wezwani na „dywanik” – mają tłumaczyć się z kryzysu finansowego w lidze przed DCMS (brytyjskim ministerstwem zasobów cyfrowych, kultury, mediów i sportu).
A swoją drogą, na koniec poprzedniego sezonu Ealing Trailfinders i Doncaster Knights zostali uznani za niegotowych do gry w Premiership z jednego powodu: braku stadionu mieszczącego co najmniej 10 tys. widzów. A tymczasem co dzieje się w Premiership? Saracens też nie mogą wpuścić na swój obiekt takiej liczby oglądających z powodu braku odpowiednich certyfikatów bezpieczeństwa (a wracając do Premiership nie mieli gotowej jednej trybuny i dostali specjalną dyspensę). OK, sytuacja nieco inna (w przypadku Saracens to kwestia dwóch miejsc – 999 zamiast wymaganych 1001, w przypadku ekip z Championship chodziło o przebudowę stadionów), ale mimo wszystko można mieć wrażenie, że są równi i równiejsi… Zwłaszcza, że RFU odmówiło komentarza w tej sprawie uznając, że to sprawa klubu, tymczasem to przecież federacja ma nadzorować spełnianie przez kluby wymagań licencyjnych. Na dodatek zmuszanie ambitnych klubów z Championship do rozbudowy stadionów może być zmuszaniem ich do wyrzucania pieniędzy w błoto – rozważania nad ograniczeniem liczby drużyn w Premiership oraz obecne kłopoty ligi stawiają pod znakiem zapytania długoterminową opłacalność takich inwestycji.
Wobec wcześniejszego wykluczenia Worcester Warriors i zawieszenia Wasps w ten weekend rozegrano tylko cztery mecze ligowe. Największym hitem kolejki było starcie Exeter Chiefs z Saracens – dwóch ekip, które jeszcze niedawno niejako etatowo walczyły o mistrzostwo Anglii. Na początku meczu Saracens mieli kłopoty, gdy żółtą kartkę zobaczył Owen Farrell, z osłabienia wyszli jednak bez strat, a gdy wreszcie Chiefs wyszli na prowadzenie po niemal 50-metrowym karnym Henry’ego Slade’a, londyńczycy niemal natychmiast odpowiedzieli świetną akcją Elliota Daly’ego z Maxem Malinsem. Pod koniec pierwszej połowy jednak wynik się wyrównał: najpierw karne przyłożenie dla Chiefs (i żółta kartka dla Mako Vunipoli), potem karny Daly’ego i było 10:10. Po przerwie najpierw Farrell (który wkrótce zszedł z boiska ze wstrząśnieniem mózgu), a potem Daly punktowali z karnych i na dziesięć minut przed końcem londyńczycy prowadzili 19:10, ale przyłożenie z podwyższeniem i karny pozwoliły gospodarzom tuż przed końcem odrobić straty i wyjść na jednopunktowe prowadzenie. Jednak Saracens mieli czas na jeszcze jeden atak i ten skończyli punktami: rezerwowy Alex Goode kopnął karnego z 40 m i dzięki temu liderzy tabeli pozostali niepokonani i wygrali 22:20 (pierwszy raz w tym sezonie bez punktu bonusowego).
Druga niepokonana dotąd drużyna, Sale Sharks, znalazła swojego pogromcę – okazali się nimi londyńscy Harlequins. Zaczęło się od wymiany ciosów: najpierw Marcus Smith kopem otworzył drogę do pierwszego przyłożenia Nickowi Davidowi, chwilę potem zaś Raffi Quirke otworzył drogę między słupy Samowi Jamesowi i było 7:7. Parę minut później po dwóch karnych było 10:10. Na przerwę z prowadzeniem schodzili jednak Quins, dla których przyłożenie zdobył Smith. Po przerwie przyłożeń już nie było, a punkty padały wyłącznie z karnych. W tych brylował Smith, który dorzucił ich do swojego dorobku cztery i Harlequins wygrali 29:13. Mistrzowski występ Marcusa Smitha, który swój setny mecz w Premiership uczcił zdobywając 24 spośród 29 punktów swojej drużyny i dorzucił do tego asystę.
Poza tym:
• London Irish przegrało po dreszczowcu z Gloucesterem 21:22 (po kwadransie prowadziło 10:0, potem 15:5, a na początku drugiej połowy 21:12 – jednak gospodarze wyszarpali zwycięstwo, a decydujące punkty zdobył Adam Hastings niesamowitym drop goalem z własnej połowy; zmartwieniem dla Anglików są kontuzje Henry’ego Arundella i Jonny’ego May’a – obaj padli ofiarami kolizji z Benem Loaderem);
• Bath wygrało 27:14 z Northampton Saints (już po pierwszej połowie było 14:0; dla Bath to pierwsze zwycięstwo w sezonie i pierwsza wygrana pod wodzą Johanna van Graana).
Sezon trwa, ale wszyscy zastanawiają się co dalej. Wasps jeszcze figurują w tabeli, ale mało kto spodziewa się ich powrotu do gry w tym sezonie. Na czele Saracens, Sale Sharks tracą już pięć punktów, a trzeci Gloucester (choć z jednym meczem mniej na koncie) – dziewięć. Znaczące awanse zaliczyli Harlequins i w dole tabeli Bath. Na dno spadli London Irish.
W Championship cenne zwycięstwo Jersey Reds – kontynuują passę wygranych dzięki pokonaniu Doncaster Knights 19:17 (wygrali pierwszą połowę 19:0, w drugiej połowie stracili trzy przyłożenia, ale zdołali wygrać mecz). Druga niepokonana dotąd drużyna, Ealing Trailfinders, mierzyła się z czerwoną latarnią ligi, London Scottish, i pewnie wygrała 57:21.
United Rugby Championship - Irlandia, RPA, Szkocja, Walia, Włochy
Szósta kolejka URC stanęła pod znakiem zawirowań wynikających z czynników chorobowych. Poszalał jednak nie covid, jak to bywało ostatnimi czasy, ale infekcje żołądkowo-jelitowe, które dotknęły masowo ekipy Ulsteru i Glasgow Warriors przebywające w Południowej Afryce (w ekipie z Belfastu zachorować miało 42 członków ekipy, w tym 29 zawodników). Z tego powodu odwołano mecze Lions – Glasgow Warriors i Sharks – Ulster. Na kiedy zostaną przełożone, nie wiadomo, jednak obie europejskie ekipy na pewno nie będą szczęśliwe, jeśli będą musiały lecieć na drugi koniec świata drugi raz w tym sezonie (obie miały wracać z Południowej Afryki po tym weekendzie). Nie jest pewne, czy te mecze w ogóle się w tej sytuacji odbędą. Południowoafrykańskie media podają, że przyczyną zarażeń mogły być kąpiele w zanieczyszczonej wodzie w Durbanie, gdzie od pewnego czasu poważny problem stanowią ścieki wpływające do oceanu.
Najbardziej wyczekiwanym spotkaniem kolejki były klasyczne derby Irlandii pomiędzy Leinsterem i Munsterem. Choć Leinster właściwie od początku przeważał na boisku, wynik długo tego nie oddawał. Pierwsze punkty w meczu zdobył Joey Carbery z karnego, a na jedyne przyłożenie dublińczyków odpowiedział kolejnym karnym i do przerwy Leinster prowadził tylko 7:6. Drugą połowę od swojego jedynego przyłożenia zaczęli gracze Munsteru, ale niemal natychmiast odpowiedzieli gospodarze i znów mieli jednopunktową przewagę. Mecz rozstrzygnęły dwa przyłożenia dublińczyków w ostatniej kwarcie meczu – ostatnie z nich, zdobyte parę minut przed końcowym gwizdkiem, dały gospodarzom także punkt bonusowy.
Sporą niespodziankę sprawiło Cardiff, które pokonało u siebie obrońców tytułu mistrzowskiego, niepokonanych dotąd w tym sezonie Stormers. Padł wynik 30:24, a głównym architektem zwycięstwa Walijczyków był ich łącznik ataku Rhys Priestland, który nie tylko z kopów z podstawki zdobył 20 punktów, ale też świetnymi kopami z gry na skrzydło otworzył drogę skrzydłowym swojej drużyny do dwóch przyłożeń. Spudłował z podstawki bodajże tylko dwa razy: raz z podwyższenia i raz na koniec pierwszej połowy z drop goala (trafił w poprzeczkę). Południowoafrykańczycy na dwa przyłożenia Cardiff odpowiadali swoimi czterema, ale to było za mało (tym bardziej, że podwyższenia towarzyszyły tylko dwóm z nich). Stormers na pocieszenie zapisali na swoje konto dwa punkty bonusowe. Kolejny kłopot dla Wayne’a Pivaca: kontuzja (już na początku meczu) Uilisi Halaholo.
Ciekawie było też w walijskich derbach ekip z dołu tabeli – Dragons grali w Newporcie z Ospreys. Już w pierwszej minucie goście znaleźli dziurę w obronie gospodarzy i George North zapisał na swoim koncie przyłożenie. Po 30 minutach gry Ospreys prowadzili 15:8, ale w końcówce pierwszej połowy w ciągu paru minut zobaczyli dwie żółte kartki i stracili karne przyłożenie. Na początku drugiej połowy Dragons wykorzystali najpierw podwójną, a potem pojedynczą przewagę i z 15:15 zrobiło się 27:15. Pod koniec meczu zanosiło się jednak na odmianę sytuacji: dla odmiany dwóch graczy Dragons zobaczyło żółte kartki i to Ospreys mieli podwójną przewagę. Cóż jednak z tego, skoro bohater meczu Rio Dyer (dwa przyłożenia i jedna znakomita akcja, po której zespołowi brakło naprawdę niewiele) przechwycił piłkę i podwyższył prowadzenie gospodarzy. Ostatecznie wygrali 32:25.
Poza tym:
• Benetton przegrał z Bulls 22:44 (do przerwy mnóstwo błędów i punkty tylko z karnych, a Włosi prowadzili 9:3; po przerwie jednak ekipa z Południowej Afryki, grająca bez odesłanego do domu za naruszenie reguł Sbu Nkosiego, zdobyła pięć przyłożeń i Włosi ponieśli pierwszą porażkę na swoim stadionie od kwietnia – decydujące było ostatnie 10 minut, gdy Bulls zdobyli trzy przyłożenia i zamienili zaledwie 1 punkt przewagi na aż 22);
• drugie zwycięstwo w sezonie odniósł Connacht, który pokonał Scarlets 36:14 (Irlandczycy wyszli na prowadzenie już w pierwszej minucie, ale o ich zwycięstwie zdecydowała druga połowa, którą rywale kończyli w podwójnym osłabieniu po żółtych kartkach – tę sytuację wykorzystał Mack Hansen do ostatniego przyłożenia po kopie Jacka Carthy’ego);
• Zebre Parma wciąż bez zwycięstwa – tym razem uległo Edynburgowi 19:38 (fatalna pierwsza połowa Włochów, w której stracili cztery przyłożenia i MJ Pelsera z czerwoną kartką – do przerwy było 0:26; paradoksalnie, grając w osłabieniu, mieli lepszą drugą połowę).
W lidze mamy wciąż jedną niepokonaną drużynę – Leinster, który dzięki nieoczekiwanej pauzie Ulsteru i dwóch ekip z Południowej Afryki powiększył przewagę nad resztą stawki.
NPC - Nowa Zelandia
Zakończyły się wielkimi finałami prowincjonalne rozgrywki ligowe w Nowej Zelandii. W elicie czyli NPC w finale zmierzyły się ekipy Wellington i Canterbury. Górą okazała się być ekipa stołeczna, która wygrała 26:18. Przed sezonem mało kto na nich stawiał, jednak Wellington z TJ Perenarą w składzie zasłużenie zwyciężył. Z kolei w finale Heartland Championship (drugiego poziomu rozgrywek prowincji w kraju) wygrało South Canterbury – w powtórce finału sprzed roku drużyna ta ponownie pokonała Whanganui. Padł wynik 47:36, a warto zaznaczyć, że South Canterbury wygrało wszystkie swoje mecze w sezonie.
Rugby Europe Super Cup
Rozegrano przedostatnią kolejkę fazy grupowej Rugby Europe Super Cup. W grupie zachodniej bez niespodzianek – pewne zwycięstwa odniosły drużyny z Półwyspu Iberyjskiego, obie grające na wyjeździe. W Holandii Delta uległa hiszpańskim Iberians 17:40, natomiast w Belgii Brussels Devils zostali wręcz rozgromieni przez portugalskich Lusitanos – 14 przyłożeń dla gości i ich wygrana bez straty punktu aż 95:0 (drugi mecz tych ekip w tym sezonie i drugi raz identyczny wynik). W grupie wschodniej też zgodnie z przewidywaniami: Tel-Aviv Heat pokonał Batumi 25:8 (debiut w Super Cup zanotował Anton Szaszero), a Wolves z Bukaresztu przegrali z Black Lion 6:49.
Super6 - Szkocja
W szkockiej lidze Super6 rozegrano półfinały. Niespodzianek nie było – obie drużyny dominujące w fazie zasadniczej pokonały swoich przeciwników. W derbach Edynburga Watsonians pokonali Heriot’s 31:12, natomiast Ayrshire Bulls wygrali z Boroughmuir Bears 17:0.
Baltic Top League - Litwa, Łotwa
Na Litwie rozegrano finał Baltic Top League. Po kilkuletniej przerwie tytuł odzyskała ekipa Vairas z Szawli, która w decydującym meczu wygrała 38:20 z łotewską Livonią (dla Łotyszy to i tak wielki sukces – dotąd żadna ekipa z tego kraju nie grała w finale). Brąz przypadł innej szawelskiej drużynie, Baltrexowi, która pokonała kowieńskich Ąžuolas.
National Rugby Championship - Mongolia
Odrobina egzotyki z Mongolii: po raz dziewiąty rozstrzygnięto mistrzostwa tego kraju (po dwuletniej przerwie). Cztery drużyny, krótki format. W finale Khan Uul wygrało z Hunt Lions 36:19, zdobywając czwarty tytuł w historii, a trzeci z rzędu. Druga w klasyfikacji pod względem liczby tytułów drużyna (trzy w latach 2016–2018), Pioneer Wolves, była czwarta, co oznacza spadek na drugi poziom rozgrywek.
Grzegorz Bednarczyk
Więcej informacji o rugby w kraju i na świecie przeczytasz na moim blogu „W szponach rugby” [kliknij]