RET: Polacy blisko niespodzianki26.03.2018
TweetPolacy blisko niespodzianki...
Porażka z Portugalią w ostatniej akcji meczu
Michał Faran, Łączy Nas Pasja
Doprawdy ciężko napisać coś mądrego po takim meczu, ale spróbujemy. Polska rozegrała przeciwko faworyzowanej Portugalii naprawdę dobre zawody i przez większość spotkania była lepszą drużyną, ale utrata koncentracji i indywidualne błędy w końcówce znowu zadecydowały o porażce podopiecznych Duaine’a Lindsay’a.
Jeśli wierzyć w powiedzenie, że człowiek uczy się na błędach, reprezentacja Polski w tegorocznych meczach ze spotkania na spotkanie popełniała ich coraz mniej, więc nauka nie idzie w las. Progres w grze naszej drużyny narodowej widzialny jest gołym okiem. Wciąż brakuje jeszcze kropeczki nad „i”.
Dziwny mecz
Dziwny to był mecz. Niby przed rozpoczęciem spotkania wszystko było jasne - Polska utrzyma się na poziomie rozgrywek Rugby Europe Trophy, natomiast Portugalia, jak wygra baraż z Niemcami, awansuje poziom wyżej, do Rugby Europe Championship. Rywale Biało-czerwonych wygrali wszystkie dotychczasowe cztery spotkania, a do przypieczętowania promocji brakowało jej tylko jednego punktu. Nikt nie spodziewał się oporu ze strony gospodarzy.
Wiele mówiło się o tym, że pewni swego faworyci, wiedząc, że Duaine Lindsay nie będzie w stanie skorzystać z graczy na co dzień występujących we Francji, także przysłali do Polski skład daleki od optymalnego. Szybko operujący piłką w ataku Portugalczycy i tak mieli bez problemu poradzić sobie z ekipą Biało-czerwonych.
Tym czasem od samego początku w grze gości dużo było niedokładności i błędów, z czego korzystali Polacy. W 6 minucie akcję rozpoczął kapitan Piotr Zeszutek, kontynuował ją Aleksander Nowicki, a wykończył Marek Płonka. Rywale wyszli co prawda na prowadzenie i kwadrans później było 7-10, ale dzięki rzutom karnym dobrze egzekwowanym przez Banaszka na przerwę Biało-czerwoni schodzili wygrywając 13-10.
Knock-down
Jeśli mielibyśmy użyć terminologii bokserskiej, zaraz po gongu wieszczącym rozpoczęcie drugiej połowy Polacy posłali rywali na deski. Dwie świetne, zespołowe akcje wykończył Przemysław Rajewski i w 47 minucie w Łodzi zapachniało sensacją. A za taką nie tylko należałoby uznać zwycięstwo Polaków, ale i brak szansy awansu Portugalii na wyższy poziom rozgrywkowy.
– Chcieliśmy ich obić młynowo, naszym atakiem i to całkiem nieźle wychodziło. Gdy graliśmy szerzej, piłki nie dochodziły – mówił po zakończeniu spotkania przed kamerami telewizyjnymi kapitan naszej reprezentacji, Piotr Zeszutek.
Rzeczywiście, o ile w meczu z Holandią w grze Polaków dobre były poszczególne momenty, w spotkaniu ze Szwajcarią - pierwsze 25 minut, o tyle w Łodzi praktycznie przez godzinę Biało-czerwoni rozgrywali świetne zawody. Chociaż błędy rozpoczęły się już przy prowadzeniu 25-10, kiedy chwilowa utrata koncentracji kosztowała także utratę przyłożenia. Łącznik młyna drużyny Portugalii zamarkował podanie, czym oszukał naszą linię obrony, znalazł w niej lukę i po samotnym rajdzie zmniejszył dystans do odrobienia.
– Widać postęp w naszej grze, popełnialiśmy mniej błędów niż w poprzednich spotkaniach, ale wciąż nie byliśmy w stanie zupełnie ich wyeliminować. Szkoda, bo byliśmy blisko odniesienia zwycięstwa – przyznał Duaine Lindsay po meczu.
Ta ostatnia akcja…
Sytuacja zrobiła się dla Polaków naprawdę trudna po godzinie gry, gdy Aleksander Nowicki dał się sprowokować rywalowi i z czerwoną kartką wyleciał z boiska. Biało-czerwoni musieli do końca meczu bronić się, grając w osłabieniu.
– Olek to przede wszystkim świetny zawodnik, który bardzo dużo daje nam w autach i jego brak w tym elemencie był bardzo widoczny. Przegraliśmy trzy auty, przez co nie udało nam się dłużej przytrzymać piłki na połowie rywala – zauważył Piotr Zeszutek.
Rzeczywiście, końcówka spotkania to heroiczna obrona ze strony Polaków i mało brakowało, aby gospodarzom udało się powstrzymać napór Portugalii. Niestety, dosłownie ostatnia akcja meczu zadecydowała o minimalnym, dwupunktowym zwycięstwie gości. Nasi reprezentanci z boiska schodzili jednak z podniesionymi głowami.
Będzie lepiej!
Wychodzimy z założenia, że lepiej było wykorzystać limit błędów we właśnie zakończonej edycji RET, a do następnej przystąpić mądrzejsi o te doświadczenia. Duaine Lindsay miał bardzo mało czasu, żeby swoim podopiecznym przekazać założenia preferowanego przez siebie systemu, ale nie ulega wątpliwości, że w zaproponowanej taktyce Polacy z meczu na mecz czuli się coraz pewniej.
– Jesienią będziemy zupełnie inną drużyną. Będziemy mieli czas, żeby wspólnie razem potrenować, ja będę miał okazję, żeby dokładniej przyjrzeć się zawodnikom polskiej ligi, bo przed nikim nie zamykam drogi do kadry. Zamierzam też wprowadzić drugi system gry, który będziemy stosować wymiennie z tym, którym gramy obecnie. Sądzę, że w kolejnej edycji RET naprawdę będziemy się liczyć w walce o czołowe miejsca – podkreślił irlandzki selekcjoner naszej reprezentacji.
A skoro po zaledwie kilkunastu-kilkudziesięciu jednostkach treningowych, w nie najsilniejszym składzie grę Polaków oglądało się chwilami z ogromną przyjemnością, wierzymy, że rzeczywiście może być tylko lepiej.
„Wspierać, nie hejtować”
O to właśnie apelował kapitan reprezentacji Polski Piotr Zeszutek i rzeczywiście, trudno nie przyznać mu racji. Jeśli ktoś jest winny takim, a nie innym rezultatom naszej reprezentacji w bieżącym roku, to na pewno w ostatniej kolejności można mieć pretensje do samych zawodników i sztabu szkoleniowego. Oni dali z siebie wszystko zarówno teraz w Łodzi, jak i wcześniej na wyjazdach w Holandii i Szwajcarii. My wierzymy, że teraz będzie już tylko i wyłącznie lepiej. Chociaż nie zabraknie bez wątpienia i takich, którzy sprzed klawiatury będą wiedzieli lepiej…