RET: Polska "o włos" lepsza od Holandii09.04.2017
TweetReprezentacja Polski w rugby pokonała w sobotę Holandię 14:13 (6:13). Zwycięstwo zostało wyszarpane w niezwykle zaciętym, fizycznym i trudnym pojedynku. Goście doskonale przygotowali się na "polskie atuty" i dominowali zarówno w młynach, jak i autach. Na koniec zdecydowała jednak defensywa, a w tym elemencie Biało-Czerwoni zagrali, jak natchnieni!
Od początku było wiadomo, że Holandia będzie niezwykle wymagającym przeciwnikiem. Polski zespół swojej przewagi upatrywał w młynach, ale kontuzje i braki kadrowe sprawiły, że już pierwsze minuty starcia pokazały zgoła inną sytuację. To goście pchnęli nasz młyn i usadzili go na "czterech literach", zdobywając karnego i wychodząc na prowadzenie 3:0. Na szczęście szybko tym samym zrewanżował się Wojciech Piotrowicz, doprowadzając do remisu.
Spotkanie zrobiło się bardzo zacięte, ale w pewnym momencie boisko z żółtą kartką opuścił Dawid Plichta. Brak łącznika młyna miał ogromny wpływ na grę Polaków. Co więcej Holendrzy wykorzystali osłabienie przeciwnika i posłali na pole punktowe, pochodzącego z Nowej Zelandii Storma Carrola. Gascoigne na szczęście nie podwyższył, ale krótko potem fantastycznym zagraniem popisał się łącznik młyna gości, który zakręcił nogą i kopnął za plecy naszej defensywy. Obrońcy nie mieli czasu na reakcję - do piłki dopadł Sep Visser (brat słynnego Tima z reprzentacji Szkocji) i różnica wzrosła do dziesięciu punktów. Tuż przed przerwą o trzy punkty, po kopie z podstawki zmniejszył ją Wojciech Piotrowicz.
W drugiej odsłonie Polacy pojawili się na murawie niezwykle zmotywowani. Być może wciąż nie radzili sobie w młynach i autach, tak jakbyśmy tego oczekiwali, ale za to bronili z wielkim sercem, o którym przed meczem tyle mówił Blikkies Groenewald. Wiara, jaką pokładał selekcjoner w swoich podopiecznych nie okazała się płonna. Najpierw przyłożeniem, po fenomenalnym zagraniu popisał się Andrzej Charlat. Piotrowicz nie podwyższył na remis, ale za to na dziesięć minut przed końcem wykorzystał rzut karny z niemal 50 metrów, dając Biało-Czerwonym jednopunktowe prowadzenie.
Od tego momentu zaczęła się wojna nerwów. Holendrzy dwukrotnie rozrywali groźnie naszą linię obrony i byli o włos od zwycięskiego przyłożenia, jednak determinacja obrońców była większa. Kiedy Mateusz Lament przejął piłkę i kopnął w aut, sędzia odgwizdał koniec meczu i na boisku oraz trybunach wybuchła dzika radość. Osiem tysięcy kibiców wiwatowało, a zawodnicy, jak to mają w zwyczaju, zaczęli śpiewać! I trudno im się dziwić, bo udowodnili, że są Drużyną przez wielkie "D", że nawet gdy się nie układa walczą i nie poddają się do samego końca. To naprawdę może być początek pięknego okresu polskiego rugby! Nie straćmy tego!
Kolejne wyzwanie już za dwa tygodnie w Warszawie przeciwko Szwajcarii. W tej chwili Polska ma trzecie miejsce w tabeli Rugby Europe Trophy. Drugą lokatę na koniec sezonu zapewni nam tylko zwycięstwo z Helwetami.
Kejetan Cyganik, RugbyPolska.pl [kliknij]