Szatnia - tajemnica siły polskiej kadry06.04.2017
Tweet
Każdy sport zespołowy to ogromne wyzwanie dla sztabu szkoleniowego, który musi nie tylko opracować taktykę i przygotować zespół, ale również, a może przede wszystkim, zbudować go mentalnie. Ten element jest szczególnie istotny w rugby – gdzie jednostka nie ma znaczenia, bo wygrywa ten zespół, który jest lepiej funkcjonującym mechanizmem. Tu gdzie poziom adrenaliny osiąga stany alarmowe, a sztuką jest zapanować nad emocjami w ferworze walki, liczy się zrozumienie i pełna synergia celów. Niełatwo osiągnąć to w grupie 30 facetów.
Kiedy Blikkies Groenewald, południowoafrykański szkoleniowiec z ogromnym doświadczeniem, przejmował reprezentację Polski w rugby, mówił wiele o potencjale drzemiącym w naszej drużynie narodowej. Mówił o jej atutach fizycznych, o niezłym poruszaniu się po boisku, ale przede wszystkim kładł nacisk na mentalność. – Macie osobowość i potencjał, którego jeszcze nie wykorzystujecie. Chcę z kadrą zbudować fundamenty pod coś specjalnego. Mam duże nadzieje związane z tą drużyną – podkreślał.
Nowy trener zabrał się więc do pracy nie tylko w sferze techniki i taktyki, ale również budowania ducha drużyny. Polskie środowisko rugby jest niewielkie, więc nie brakuje w nim zaszłości, czy klubów, które nie pałają do siebie miłością. To zupełnie normalne. Zwłaszcza w tak twardym sporcie walki, jakim jest rugby. Podobnie jest na poziomie indywidualnym. – Trudno sobie wyobrazić grupę 30 facetów, którzy przyjeżdżają z różnych stron Polski, doskonale się rozumieją i lubią. Zawsze pojawia się jakaś niezgodność charakterów, ale podczas gdy na ligowych boiskach jesteśmy wrogami, kadra każe odkładać nam te animozje na bok – mówi kapitan reprezentacji i Ogniwa Sopot Piotr Zeszutek.
W podobny tonie wypowiada się Daniel Gdula z siedleckiej Pogoni, kadrowicz występujący na pozycji środkowego. - Rywalizujemy o miejsce w składzie, ale kiedy wychodzimy na mecz, to wszyscy mamy w głowie jeden cel. Mogę kogoś nie lubić, mieć zastrzeżenia, ale jeśli zostanie zaszarżowany, to nawet nie myślę o tym, który to z kolegów, tylko biegnę do czyszczenia. Jeśli trzeba, za każdego wsadzę głowę do rucka, czy młyna. Nie okazujemy sobie urazy, bo to nie jest nasze prywatne podwórko, tylko reprezentacja Polski i wszyscy gramy po to żeby wygrać!
- Znajomości z kadry na pewno łagodzą też nieporozumienia podczas meczów ligowych – dodaje rugbista. - Nawet jeśli ktoś zagra w stosunku do nas nieprzepisowo, to fakt, że razem jesteśmy w kadrze pomaga powstrzymać emocje i niepożądane reakcje.
Podstawą jest więc zbudowanie spójności i poczucia jedności w drużynie. Zintegrowanie zawodników. W czołowych światowych drużynach narodowych służą temu organizowane przez sztab wspólne wypady na golfa, ekstremalne przeżycia w stylu skoków na bungee, czy choćby wspólne spotkania wypełnione wyszukanymi zadaniami do wypełnienia. Na polskim gruncie jeszcze nie zostało to zaszczepione, bo i rugbiści nie są zawodowcami, którzy mogą pojechać z kadrą na trzy tygodnie zgrupowania. Są jednak inne sposoby na scalenie składu.
- Spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu na zgrupowaniu. Trzy treningi dziennie, a przed każdym następuje analiza tego co zrobiliśmy i będziemy robić. Do tego wieczorne spotkania i posiłki, więc integracja zachodzi praktycznie non stop. Trener praktykuje też motywacyjne rozmowy – zarówno drużynowe, jak i indywidualne – opowiada kapitan kadry.
O czym mowa podczas rozmów motywacyjnych? To w dużej mierze powinno pozostać w szatni. Ta szatnia to synonim wewnętrznego życia każdej drużyny. Tam rozwiązywane są problemy, a zawodnicy otrzymują srogie reprymendy i razem świętują zwycięstwa. Tam budowane jest napięcie przed meczem, tam każdy ostatecznie wchodzi w tryb meczowy. Tam każdy ma czas by nakręcić się indywidualnie i tam wreszcie zostają wszelkie antypatie. W szafkach rugbiści zostawiają także ego i wychodząc na murawę mogą oddać wszystko drużynie.
- Tak kształtuje nas Blikkies. Uczy nas, że profesjonalizm to nasze podejście, a nie fakt, czy zarabiamy pieniądze z uprawiania sportu. Jest z RPA, ale nie przestaje nam powtarzać, że gramy dla orła na piersi i barw narodowych. Nawiązuje do tego nawet podczas zgrupowań, układając harmonogram treningów. Poniedziałek jest biały, wtorek czerwony i stroje w tych barwach musimy ubrać na zajęcia – tłumaczy kapitan reprezentacji.
Aspekt gry dla kraju i honor, jaki to ze sobą niesie, wydaje się być najmocniejszym spoiwem. Elementem, który jak mantrę powtarzają największe sławy rugby z całego świata. W Nowej Zelandii każdy chłopiec marzy, by kiedyś ubrać czarną koszulkę. Gwiazdor All Blacks, Sonny Bill Williams zapytany po jednym z meczów Pucharu Świata o ocenę własnej postawy odpowiedział, że gra dla koszulki, bo nosić ją to zaszczyt i wszystko co robi na murawie oddaje drużynie.
W Polsce biało-czerwona koszulka z orłem wcale nie była w przeszłości główną motywacją. Brakowało prawdziwego oddania, a zawodnicy, choćby z powodu niechęci do trenera odmawiali przyjazdu na zgrupowanie. Dlatego Blikkies Groenewald uczy zawodników wartości wiążących się z tą dyscypliną. Mówi o etosie rugbisty, a kadrowicze przyjmują jego słowa i wprowadzają w życie. Słychać to w ich wypowiedziach.
- Po ostatnich wskazówkach od trenera i kapitana, przed samym wyjściem na boisko jest chwila żeby ochłonąć, bo niedobrze jest zaczynać mecz z taką zagotowaną głową. Jest więc czas żeby się od tego odciąć, a potem wyjść na murawę i zaśpiewać hymn. Bo nie ma większej motywacji, przynajmniej dla mnie, jak zaśpiewać Mazurek Dąbrowskiego przed meczem. Wtedy po plecach idą największe „ciary” i od razu wskakuje się na właściwy poziom determinacji i koncentracji. Nawet jeśli ktoś był nieobecny w szatni, to tu natychmiast się budzi – mówi Daniel Gdula.
Oczywiście w najbardziej widoczny sposób spajają kadrę zwycięstwa. Porażki budują, ale nie pozwalają spotykać się po meczu przy jednym stole ze śpiewem na ustach. – To wszystko jest efektem emocji. Czasem piosenkę podrzuci kapitan, ale na ogół są to piosenki znane wśród rugbistów. Trzecia połowa to już trochę oklepany slogan, ale to właśnie ona tworzy atmosferę rugby i pokazuje, że Ci twardzi faceci, walczący o każdy centymetr murawy mają poczucie humoru i pozytywne podejście do życia – tłumaczył środkowy Pogoni Siedlce.
Taki obraz polskich rugbistów będą mieli kibice, którzy 8 kwietnia o 18:00 stawią się na Stadionie Miejskim w Łodzi. Zobaczą prawdziwą drużynę, która wybiegnie z szatni zmotywowana i zaangażowana. Będzie walczyć z poświęceniem i determinacją. Z pasją zaśpiewa hymn narodowy, a potem, miejmy nadzieję, odśpiewa również pieśń zwycięstwa. A to wszystko dla orła, który powinien być największą motywacją każdego reprezentanta Polski.
Kajetan Cyganik