Wojciech Giełżyński: Wymyśliłem w Polsce rugby30.06.2015
TweetW Warszawie 3 marca br., w wieku 85 lat zmarł Wojciech Giełżyński, jeden z najwybitniejszych polskich dziennikarzy, reporter i pisarz, niewiele osób jednak wie, że w latach pięćdziesiątych wymyślił, żeby w Polsce propagować rugby, grę uważaną w tych czasach za imperialistyczny wymysł obok jazzu czy Coca Coli.
Umawiamy się telefonicznie na spotkanie, gdy pada słowo rugby mój rozmówca ożywia się i prosi o powtórzenie, a następnie się śmieje: Tak sześćdziesiąt lat temu byłem zamieszany w powołanie Polskiego Związku Rugby. Ostatnio Giełżyński był związany z nieistniejącą już Wyższą Szkołą Komunikowania i Mediów Społecznych im. Jerzego Giedroycia w Warszawie, początkowo jako rektor, a od 2006 roku wiceprezydent, wcześniej pracował w m.in. redakcjach "Dookoła Świata", "Współczesność", "Kontynenty", "Panorama", "Polityka", "Konfrontacje", "Odra", "Tygodnik Solidarność" czy ostatnio "Manager". Zaprasza mnie do gabinetu proponuje kawę, ma ponad osiemdziesiąt lat, wygląda dużo młodziej: Jeżdżę na nartach we Włoszech, w lecie dużo pływam - wyjaśnia swoją dobrą kondycję. Od 1948 roku trenowałem wioślarstwo w Warszawskim Towarzystwie Wioślarskim, dwukrotnie w ósemkach zdobywałem tytuł Mistrza Polski, w 1952 roku byłem w kadrze olimpijskiej przygotowywaliśmy się do startu w Helsinkach. Niestety władze PKOl znając moje wywrotowe poglądy odwołały nasz udział, chyba obawiały się, że zostanę za granicą i namówię kolegów, ostatecznie do Finlandii pojechały czwórki z sternikiem i bez oraz jedynki. Przestałem czynnie pływać dwa lata później. Pytam kiedy wpadł na pomysł żeby w Polsce propagować rugby, grę która nie cieszyła się w tamtych latach poparciem decydentów. Pracowałem wtedy w redakcji „Dookoła Świata” jedynego w tamtym czasie pisma w którym można było przeczytać o magii czy fakirach. Było to chyba na początku września 1955 roku, siedzieliśmy z Andrzejem Karpińskim z redakcji „Sportowca” w kawiarni „Pod Kurantem” i rozmawialiśmy co by tu ciekawego wymyślić, bo pociągały mnie nowe rzeczy. W tym czasie pisałem w dziale sportowym, przychodziły do nas różne zagraniczne gazety m.in. z Francji, a tam dużo pisano o rugby, słyszałem że na Śląsku istnieje jedyny w Polsce zespół o przedwojennych tradycjach - Murcki. Pomyślałem, że warto by tę grę rozpropagować w Polsce. Od pomysłu do wykonania droga była krótka, już we wrześniu redakcje „Dookoła Świata” i „Sportowca” złożyły w GKKF propozycję oraz szczegółowy plan zorganizowania w Polsce rugby. 15.11.1955 Giełżyński, Karpiński i Wojciech Wojdyłło zwołali w Warszawie Zjazd Założycielski. Zjazd wybrał Komisję Organizacyjną Polskiego Związku Rugby w skład, której weszli Giełżyński, Karpiński, Wojdyłło, a także Karol Whithead, który przed wojną grał w rugby w angielskich klubach. Whithead zgłosił się po publikacjach prasowych, sam nigdy nie widziałem meczu rugby, wszystkie moje informacje pochodziły z prasy, potrzeba było kogoś kto ma pojęcie o samej grze. Władze GKKF przychylnie ustosunkowały się do nowej dyscypliny czego efektem było sławetne rozporządzenie tow. Włodzimierza Reczka z 14.12.1955 o wprowadzeniu rugby w poczet oficjalnie uprawianych w Polsce dyscyplin. W grudniowym numerze „Dookoła Świata” ukazała się też wymyślona przez Giełżyńskiego gra „Rugby dla nieletnich”. Zarażeni rugby ludzie nie czekali jednak na oficjalne zezwolenie władzy, Marian Balcerzak już w październiku zebrał chłopaków z Ochoty i rozpoczął z nimi treningi, nieco później dołączyli studenci AWF zorganizowani przez Stanisława Gierwatowskiego. Zainteresowanie rugby przerosło najśmielsze oczekiwania twórców, na kurs zorganizowany przez GKKF przyjechał znany czeski trener Alfons Zeda, który przez dwa tygodnie od świtu do nocy uczył podstaw gry 40 przyszłych instruktorów. Po kursie powstało w Polsce 28 drużyn grających w klasyczne piętnastki, w późniejszych latach nigdy nie udało się doprowadzić do takiego stanu posiadania. W połowie 1956 roku straciłem kontakt z rugby, inicjatywę przejęli inni, a ja miałem dużo pracy w redakcji i zacząłem znowu szukać czegoś ciekawego. Życie Giełżyńskiego przypominało kolorowy film, zjechał cały świat, odwiedził 85 krajów, napisał ponad 60 książek, tysiące artykułów, był m.in. korespondentem wojennym w Iraku podczas wojny z Zatoce w 1991 roku. Spotkanie kończę pytaniem czy nie jest ciekawy jak obecnie wygląda wymyślone przez niego rugby. Chętnie bym obejrzał jakiś dobry mecz, przyjdę jak mnie zaprosicie. Niestety nie zdążyliśmy...