1924: Polskie Rugby w Rumunii 0213.04.2020
TweetDruga część artykułu Tadeusza Chrapowickiego, o Wielkanocnej wyprawie polskich rugbistów do Bukaresztu, opublikowanego w Stadjonie z 15 maja 1924 roku.
Dzień 21 kwietnia był poświęcony zwiedzaniu miasta, a w szczególności boisk. Tych Bukareszt posiada dużo i to wszystko z krytymi trybunami. Boisk reprezentacyjnych posiada aż cztery, (co powie na to Warszawa?) Na każdem boisku klubowem jest 2 do 4 kortów tenisowych. Pole wyścigów konnych jest cackiem w porównaniu z polem mokotowskiem. Urządzenie bieżni i utrzymanie w porządku tego obszaru jest bez zarzutu.
Bukareszt jest rozległem miastem, rozrzuconem i nieco brudnem. Natomiast Rumuni ustanawiają rekordy punktualności: są zawsze z zegarkiem w ręku - o dwie godziny później.
Dnia 22 kwietnia. Mecz z drużyną „Possibles” został wyznaczony na godz. 5 po południu. Przedtem odbyły się zawody towarzyskie „Rugby” junjorów, drużyn szkolnych. Gra chaotyczna i bezmyślna, zakończyła się bez wyniku. Zaletą wszystkich graczy jest dobry rozwój fizyczny.
O godz. 5-ej na boisko wychodzą dwie drużyny:
Orzeł Biały. Atak I linja: Rosiński, Rotwand, Sawicki. II. Dulac, Cabosche. III. Gillewicz, Pusut, Czyżewski; łącznicy zmagania - Kramer, otwarcia - Amblard, linia biegunów: Chrapowicki, dr. Goldman, Ługowski, Malinowski, tyłowy Restorf, rezerwa Goldman II, Gawarecki.
„Possibres”: tyłowy N. Stefescu linja biegunów: Stoescu i Anastasiade, Bals, O. Florian. łącznicy: zmagania B. Anastasiade, otwarcia Garlesteanu.
Atak III. Linja V. Anastasiade, Lechidi (kpt. drużyny) Sterjan, II linja Nemes, Marescu. I Moser, Statescu, Ghitelescu.
Drużyna Orła Białego, osłabiona wskutek rozbicia najlepszych graczy, a to z powodu twardego terenu. Pomimo tego Polacy rozpoczynają grę w żywem tempie, z chęcią pomszczenia klęski z dnia poprzedniego. Lecz, niestety, pomimo silnej pracy ataku, dobrze prowadzonego przez Rotwanda i wypadów Chrapowickiego - nic nie mogą zrobić biało-czerwoni.
Pierwsze pięć minut bez rezultatu. Tymczasem gracze Orła białego otrzymują coraz większe obrażenia cielesne; Ługowski schodzi z placu, zastępuje go Goldman II. Wskutek tego linja biegunów na lewem skrzydle osłabia i zostaje narażona na stałe przeboje Rumunów, którzy zaczynają zdobywać punkty. Do przerwy 11:0. Druga połowa gry, ostro prowadzona przez warszawiaków, - nie daje żadnych rezultatów. Ataki zostają zlikwidowane przez linję biegunów i tyłowego, który był o wiele lepszy i pewniejszy od swego kolegi z ubiegłego meczu. Z drużyny Orła Białego wychodzi Cabosche, którego Zastępuje Gawarecki. Polacy grają tylko prawym skrzydłem biegunów (Chrapowicki, dr. Goldman), lecz na nic te wysiłki. Rumuni poznali drużynę i silnie obstawiają prawo skrzydło polskie, sami zaś atakują na lewą stronę, która wyraźnie zaznacza swą słabość. Druga połowa kończy się 6:0 na korzyść Rumunów. Ogólny rezultat 17:0 - 4 przeniesienia piłki za linję celu, 1 strzał nożny nad poprzeczką, 1 strzał karny za wydostanie piłki ręką ze zmagania.
Wieczorem dnia tego odbył się bankiet pożegnalny, na którym wygłoszono szereg mów, niezwykle gorących i pełnych przyjaźni rumuńsko-polsko-francuskiej, z zaznaczeniem roli francuzów, jako nauczycieli i siewców Rugby, zarówno w Rumunji, jak i w Polsce. Stosunki pomiędzy światem sportowym rumuńskim i polskim zostały nawiązane niezwykle żywo i sympatycznie.
Trzeba zaznaczyć, iż Rumuni dbali bardzo o Polaków, o ich pomieszczenie, pożywienie - w tym celu został sprowadzony specjalnie kucharz polski w celu przygotowywania ulubionych potraw polskich - oraz sposób spędzania czasu, by ten nie upływał zbyt monotonnie. Dnia 23 kwietnia, wieczorem o godz. 9.30 pp. „Orzeł Biały”, żegnany przez liczne rzesze sportowe i przedstawicieli władz sportowych rumuńskich, oraz sekretarza poselstwa polskiego, p. Czerwińskiego, opuszczał Bukareszt.
Zastanawiając się nad celem wyprawy Orła Białego do Rumunji, oraz osiągniętych z niej korzyści, to przyznać należy, iż drużyna otrzymała dobrą szkołę. Poznała dużo swych błędów, co najważniejsze, zobaczyła po raz pierwszy prawdziwą grę w Rugby. Do tej pory było wszystko zabawką w Warszawie. Teraz kierownictwo sekcji, jak i sami gracze, poznali, jak niezbędnym jest stały, systematyczny trening drużyny - i to kilka razy w tygodniu – zgranie, czego na pierwszym meczu nie było. I słusznie zauważył prezes, p. Kowalewski, charakteryzując drużynę: „wspaniali soliści, orkiestra podła”. Smutne to, ale rzeczywiste. Porażka poniesiona wpłynie korzystnie na sposób pracy drużyny. Dużo rzeczy, spostrzeżonych w czasie I-go meczu, starano się zastosować do gry drugiego dnia. A więc poprawiono: formowanie zmagania, atak do gracza, posiadającego piłkę, a ofensywa i defensywa była drugiego dnia bez zarzutu. Przegraną trzeba usprawiedliwić lepszym wyrobieniem fizycznym i technicznym Rumunów, zgraniem i dużą różnicą wagi graczów.