Przegląd Lig Świata26.09.2022
Tweet
Top 14 - Francja
• Czwarta kolejka francuskiej ligi Top 14 zaczęła się od sporej niespodzianki: skazywana na obronę przed spadkiem drużyna Perpignan, dotąd jedyna w stawce z kompletem porażek, pokonała finansową potęgę, Tulon, 19:13. W toczonym w trudnych warunkach meczu padły tylko dwa przyłożenia: Katalończycy przyłożyli w pierwszej połowie, po której prowadzili 16:6. W drugiej połowie punktów było już niewiele, a ekipa z Lazurowego Wybrzeża zdobyła przyłożenie dopiero na sam koniec meczu. Miała jeszcze piłkę w rękach w ostatniej akcji, ale nieudana próba gry nogą oddała piłkę w ręce gospodarzy, którzy skończyli mecz. To zwycięstwo niewątpliwie uświetniło szczególny dzień w katalońskim klubie: obchodzono właśnie jubileusz 120-lecia jego istnienia.
• Hitem kolejki było spotkanie z sobotniego wieczoru, w którym Tuluza mierzyła się z Racingiem 92. Tuluzanie mieli w głowach niespodziewaną porażkę sprzed tygodnia z Pau, a tym razem naprzeciwko nich stanął znacznie silniejszy przeciwnik. Mimo to gospodarze odnieśli wysokie zwycięstwo 37:10. Już pod koniec pierwszej połowy prowadzili 17:0. Co prawda tuż przed przerwą paryżanie zdobyli przyłożenie, tuż po przerwie dorzucili karnego i zmniejszyli straty do siedmiu punktów – ale na nic więcej gospodarze im nie pozwolili. Tuluza zdobyła w drugiej połowie jeszcze 20 punktów. Pierwsze przyłożenie w jej szeregach zaliczyła wschodząca gwiazda włoskiego rugby, Ange Capuozzo, który przechwycił podanie Finna Russella i pomknął przez całą długość boiska. A już w pierwszej połowie za nielegalne powstrzymanie jego ataku żółta kartkę zobaczył Teddy Iribaren). Canal+ nazwał Capuozzo „nowym małym księciem z Tuluzy”.
• Inną gwiazdą tej kolejki był Gruzin Dawit Niniaszwili (uznany zresztą przez Canal+ najlepszym graczem tego weekendu w Top 14). Jego Lyon po zaciętym spotkaniu wygrał ze Stade Français 33:27. Już na początku spotkania gospodarze wyszli na prowadzenie 13:0, w dużej mierze dzięki Niniaszwiliemu, który zdobył przyłożenie tuż po początkowym gwizdku, a chwilę potem dorzucił karnego kopniętego z własnej połowy boiska. Paryżanie potem zaczęli odrabiać straty i stopniowo zmniejszali dystans punktowy do rywali: w drugiej połowie długo przegrywali 7 punktami, a na trzy minuty przed końcem to były już tylko cztery oczka i na dodatek Lyon był na boisku w czternastkę po żółtej kartce. Nadzieje Stade Français pogrzebał jednak Niniaszwili swoim drugim przyłożeniem w meczu, dzięki któremu Lyon wypracował 11 punktów przewagi. Goście mogli walczyć już tylko o bonus defensywny – zdobyli przyłożenie, ale do szczęścia brakło skutecznego podwyższenia.
• W ostatnim, niedzielnym spotkaniu Clermont grało z La Rochelle. Goście pojawili się na stadionie bez trenera Ronana O’Gary, który został zawieszony na sześć tygodni za podważanie autorytetu sędziego (ma szczęście, bo zawieszenie skończy się przed meczem o Killik Cup – w nim wraz ze Scottem Robertsonem ma poprowadzić ekipę Barbarians). W pierwszej połowie dzięki dwóm przyłożeniom na prowadzenie 10:3 wyszli gospodarze. W drugiej połowie po 20 minutach gry La Rochelle doprowadziło do remisu 13:13, ale trzy karne w ciągu ostatnich pięciu minut w wykonaniu Jules’a Plissona dały zwycięstwo 22:13 Clermont.
• Poza tym Montpellier wygrali wysoko z Pau 43:17 (trzecie zwycięstwo z rzędu obrońców tytułu), Bajonna pokonała Bordeaux 20:15 (kolejna wygrana beniaminka na swoim boisku nad zdecydowanie wyżej notowanym rywalem), a Castres wygrało z Brive 12:6 (zero przyłożeń, za to kilka kontuzji; przy okazji warto zwrócić uwagę, że najlepszym zawodnikiem Castres we wszystkich trzech poprzednich spotkaniach był urugwajski łącznik młyna Santiago Arata – ten mecz jednak zaczął na ławce rezerwowych).
• Nie ma już w Top 14 drużyn niepokonanych, nie ma też takich bez zwycięstwa. Tuluza dzięki swojej wygranej nad Racingiem awansowała na fotel lidera, ale identyczną liczbę punktów mają obrońcy tytułu z Montpellier, a tylko oczko mniej La Rochelle. Perpignan mimo zwycięstwa pozostało „czerwoną latarnią”, a tylko punkt więcej ma nieoczekiwanie drużyna Bordeaux; w dolnej połówce tabeli też niespodziewanie Racing 92.
• W Pro D2 nadal na prowadzeniu Grenoble, które w piątej kolejce odniosło czwarte zwycięstwo, tym razem nad Aurillac. Drugiej porażki z rzędu doznał niedawny lider, Rouen-Normandie, który po karnym w końcówce spotkania przegrał 13:16 z Agen. Pierwszą wygraną odniósł beniaminek, Massy, który pokonał Provence 23:21 (pozostał jednak na ostatnim miejscu w lidze). Niezwykle ciekawie było w meczu Colomiers z Vannes: goście po pierwszej połowie prowadzili 20:3, choć w 25. minucie stracili zawodnika z czerwoną kartką. Po 20 minutach drugiej odsłony spotkania mieliśmy remis 20:20, ale Vannes zanotowało kolejny zryw i wyszło na prowadzenie 30:20. Co prawda Colomiers zdobyło przyłożenie z podwyższeniem, ale na odwrócenie losów spotkania już czasu zabrakło. To niezwykle cenne zwycięstwo Bretończyków – Colomiers nie przegrało u siebie od niemal roku (właśnie Vannes wtedy ich pokonało jako ostatnie). Vannes po tym meczu jest trzecie w ligowej tabeli, tuż za plecami Oyonnax i z równą ilością punktów z Mont-de-Marsan (które przegrało aż 19:43 z Montauban).
Premiership - Anglia
• Ubiegły tydzień zdominowały w Anglii sprawy pieniędzy. Władze ligi dały właścicielom Worcester Warriors ultimatum z terminem jego spełnienia do dzisiejszego popołudnia (właśnie wygasło ubezpieczenie klubowych obiektów). Władze ligi oczekują do tego terminu zapewnienia ochrony ubezpieczeniowej, wypłacenia zaległych wynagrodzeń za sierpień oraz przedstawienie szczegółowego planu finansowego wraz z przedstawieniem kupca i nowej struktury biznesowej. W przypadku niewypełnienia tych postanowień klub zostanie zawieszony we wszelkich rozgrywkach. Mało kto spodziewa się, że właścicielom Worcesteru uda się zrealizować te żądania.
• Tymczasem Wasps, inna drużyna w poważnych finansowych tarapatach, niezdolna do obsługi swoich długów sięgających 35 milionów funtów (a których powodem był zakup stadionu w Coventry), stoi przed widmem zarządu komisarycznego. Sprawy „Os” ostatnio znalazły się w cieniu drużyny z Worcester, ale ich władze nie znalazły źródła rolowania swojego zadłużenia, a pilnie potrzebują co najmniej 2 mln funtów. Jeśli faktycznie dojdzie do wejścia komisarzy, relegacja powinna być pewna, ale co jeśli podobne kłopoty będzie miało więcej drużyn? Premiership jest kolosem na glinianych nogach. Kłopot w tym, że wielcy tej ligi mówią obecnie o szukaniu nowych źródeł dochodów, ale nie o zaciskaniu pasa i bardziej racjonalnej polityce finansowej w klubach i sensowniejszej strukturze finansowej ligi. W mediach zaczynają się dyskusje o zmniejszeniu z powrotem liczby drużyn w lidze, a w Walii pojawiła się pogłoska o możliwości przyjęcia do Premiership dwóch walijskich franczyz (przy czym Wales Online uznało ją za nieprawdopodobną, zwłaszcza wobec finansowych kłopotów samych Walijczyków).
• Tym razem jednak Wasps i Warriors, mimo ogromnych kłopotów poza boiskiem, na boisku dali radę. Obie ekipy miały dotąd po komplecie dwóch porażek i obie w ten weekend zwyciężyły. Wasps pokonali Bath (którego kryzys sportowy, jak się zdaje, nie zakończył się wraz z końcem poprzedniego sezonu). Już po pierwszej połowie „Osy” prowadziły 31:7, a na początku drugiej połowy nawet 36:7. W ciągu ostatnich 25 minut Bath co prawda mocno postraszyło rywali, zdobywając trzy przyłożenia i na minutę przed końcem zmniejszając dystans do zaledwie 5 punktów, ostatecznie jednak Wasps wygrali 39:31, a aż 19 oczek zapisał na ich konto z podstawki Jacob Umaga. Z kolei Worcester Warriors po pięciu minutach gry stracili przyłożenie w meczu z Newcastle Falcons, ale potem punktowali już tylko oni i po pięciu przyłożeniach wygrali 39:5. Trener ekipy z Worcesteru Steve Diamond zdradził, że przed meczem drużyna głosowała, czy w ogóle wyjdzie na boisko.
• W najciekawszym chyba meczu soboty Saracens zmierzyli się z Gloucesterem. Punktowanie zaczął przyłożeniem na samym początku spotkania Max Malins. Po pierwszej połowie londyńczycy prowadzili 20:17, ale na początku drugiej części spotkania wydawało się, że szalę na swoją korzyść przechylili goście: zdobyli trzy przyłożenia i po kwadransie wyszli na prowadzenie 36:20. Jednak Saracens walczyli do końca i odrabiali straty: sami zdobyli trzy przyłożenia, dwa ostatnie w wykonaniu Toma Woolstencrofta, przy czym decydujące padło w ostatniej akcji meczu. Dwa punkty na miarę zwycięstwa zdobył wtedy Owen Farrell z podwyższenia wykonywanego z trudnego kąta: Saracens wygrali 41:39. 19 punktów Adama Hastingsa dla Gloucesteru to było za mało. Aż 7 przyłożeń w tym meczu (cztery z pięciu Gloucesteru i trzy ostatnie Saracens) padły po maulach.
• Równie dużo emocji było w kończącym kolejkę niedzielnym szlagierze Exeter Chiefs – Harlequins. W meczu padło aż 12 przyłożeń (każda drużyna zdobyła ich sześć), a w końcowym wyniku różnica wyniosła zaledwie jeden punkt. Pierwsza połowa zdecydowanie pod dyktando gospodarzy, którzy już po 10 minutach prowadzili 17:0, a schodząc na przerwę już 31:7. Po przerwie Quins (mistrzowie powrotów, choć w tym sezonie jakoś im się one nie udają) zaczęli odrabiać straty: po kwadransie gry mieli na koncie trzy przyłożenia i tracili już tylko 3 punkty. W ostatnich 20 minutach mieliśmy rollercoastera (przy symulowanych młynach po kontuzjach obu młynarzy londyńskiej ekipy): Quins wyszli na prowadzenie po świetnym przyłożeniu Luke’a Northmore’a, parę minut później stracili je, na 10 minut przed końcem grając w przewadze znów wygrywali (Joe Marchant po świetnym kopie Marcusa Smitha), aby w ostatniej akcji meczu pozwolić gospodarzom zdobyć przyłożenie – jego autorem był młoda gwiazda walijskiego rugby, Christ Tshiunza. Podwyższenie było chybione, ale mimo to Exeter Chiefs wygrali ten pasjonujący pojedynek 43:42. W Harlequins jednak uważają, że ostatnie przyłożenie Tshiunzy nie powinno być uznane – i dziwią się decyzji sędziego, który odrzucił sugestię TMO, aby przyłożenie unieważnić z powodu podania do przodu Stuarta Hogga podczas tej decydującej akcji.
• Poza tym Bristol Bears pokonali London Irish 40:36 (do przerwy 26:10 dla Bears, na kwadrans przed końcem 40:24, ale Irish w końcówce próbowali wyrwać zwycięstwo gospodarzom; u przegranych zwrócił uwagę występ młodziutkiego Henry’ego Arundella – najpierw asysta przy pierwszym przyłożeniu swojej ekipy, a potem przyłożenie po przechwycie i 80-metrowej solowej akcji), a Northampton Saints przegrali z Leicester Tigers 21:41 (mimo prowadzenia 14:3 po kwadransie i 21:10 po paru minutach drugiej połowy; nie pomogły im jednak trzy żółte kartki w ostatnim kwadransie, w którym stracili aż cztery przyłożenia – przez moment zostali na boisku nawet w dwunastkę; hat-trick przyłożeń dla zwycięzców zdobył Freddie Steward).
• Pauzowali w tej kolejce Sale Sharks, którzy z tego powodu musieli odstąpić fotel lidera Bristol Bears. Oprócz Bears niepokonani są jeszcze Exeter Chiefs oraz mający na koncie jedno rozegrane spotkanie mniej Sharks i Saracens. Z dna tabeli odskoczyli Worcester Warriors, a ich miejsce zajęli Newcastle Falcons (tylko oni i Bath nie odnieśli jeszcze w tym sezonie zwycięstwa).
• W Championship zwraca uwagę porażka Cornish Pirates na własnym boisku z Bedford Blues 21:41 (mimo że Kornwalijczycy prowadzili jeszcze 20 minut przed końcem) – zwycięzcy są dzięki temu na trzecim miejscu w ligowej tabeli. Nad nimi są tylko dwie jedyne drużyny z kompletem zwycięstw, Jersey Reds i Ealing Trailfinders.
United Rugby Championship - Irlandia, RPA, Szkocja, Walia, Włochy
• Drugą kolejkę URC zaczął kolejny występ włoskiej ekipy Zebre Parma, w którym była ona o włos od sprawienia niespodzianki przeciwko znacznie wyżej notowanemu rywalowi. Tydzień temu postraszyła Leinster, tym razem grała z południowoafrykańskimi Sharks, którzy tym meczem inaugurowali w ogóle swój sezon. I znów Włosi wysoko przegrywali po pierwszej połowie (10:28, a było już 3:28; większość punktów stracili grając w osłabieniu, w tym nawet podwójnym). Jednak potem zanotowali świetny powrót do meczu: w drugiej połowie zdobyli cztery przyłożenia, tuż przed końcem dwukrotnie zmniejszali dystans do 5 punktów, ale jego reszty już nie zniwelowali. Ostatecznie przegrali 37:42, ale znów pokazali pazur i znów zapisali na swoim koncie dwa punkty bonusowe.
• Ciekawie było w starciu Bulls z Edynburgiem, w którym ekipa z Południowej Afryki wyszarpała zwycięstwo w samej końcówce. Już w pierwszych dwóch minutach mieliśmy dwie próby drop goali ze strony Edynburga. To Bulls zaczęli mecz od prowadzenia 15:0 po 20 minutach gry, ale jeszcze w pierwszej połowie Szkoci zniwelowali stratę do jednego punktu. Drugą połowę również od przyłożenia zaczęli gospodarze, ale goście nie pozwalali im odskoczyć, a na 10 minut przed końcem wreszcie to oni osiągnęli przewagę, choć także tylko jednopunktową. Gra o zwycięstwo toczyła się do końca, a rozstrzygnął ją tuż przed finałowym gwizdkiem kopem z rzutu karnego weteran Morné Steyn. Co prawda Edynburg miał szansę odpowiedzieć, ale Henry Immelman spudłował z karnego i Bulls wygrali 33:31. Szkotom nie pomógł fakt zdobycia większej liczby przyłożeń (w tej klasyfikacji wygrali 5:4, a hat-tricka zaliczył Darcy Graham).
• Jeszcze skromniejsze zwycięstwo, bo zaledwie jednopunktowe, odniosła inna południowoafrykańska drużyna, Lions, która mierzyła się w Swansei z Ospreys. Ekipa z Johannesburga wygrała, mimo że zdobyła mniej przyłożeń od gospodarzy i przez większość meczu goniła wynik. Walijczycy po kwadransie prowadzili 12:3, a po pierwszej połowie 17:13. Decydujące okazało się być przyłożenie Edwila van der Merwe na 10 minut przed końcem z podwyższeniem Gianniego Lombarda: dzięki nim Lions wygrali 28:27.
• Drugi mecz w Walii i druga nieoczekiwana porażka irlandzkiego Munsteru: tym razem w Newport przegrali z Dragons 17:23. Ich rywale przed tym meczem stracili dyrektora rugby Deana Ryana, zwolnionego po bolesnej porażce z pierwszej kolejki, i mało kto dawał im szanse na sukces. Pierwsze punkty zdobyli Irlandczycy z karnego, ale potem regularnie punktował z karnych JJ Hanrahan i dzięki temu Dragons wyszli na prowadzenie 15:3. W ciągu paru ostatnich minut pierwszej połowy to prowadzenie stracili po dwóch szybkich przyłożeniach z podwyższeniami Munsteru, a w drugiej połowie wynik bardzo długo się nie zmieniał. Dopiero na 10 minut przed końcem gospodarze wrócili na prowadzenie po znakomitym indywidualnym przyłożeniu Rio Dyera (akcja przez ponad połowę boiska z dwiema przełamanymi szarżami), a w końcówce szóstym skutecznym karnym wynik meczu ustalił Hanrahan.
• Poza tym Glasgow Warriors podnieśli się po nieoczekiwanej porażce z Benettonem sprzed tygodnia i pokonali Cardiff 52:24 (mimo kontuzji Rory’ego Darge’a na początku spotkania; kluczowe było 10 minut w pierwszej połowie po żółtej kartce Thomasa Younga – ze stanu 0:7 zrobiło się wtedy 21:7), Leinster po problemach sprzed tygodnia z włoskim Zebre tym razem wysoko i pewnie pokonał inną drużynę z tego samego kraju, Benetton, 42:10 (aż cztery przyłożenia młynarza Dana Sheehana; już w piątej minucie zszedł z boiska na HIA Caelan Doris i już na murawę nie wrócił), Stormers wybiegli pierwszy raz na boisko i pokonali Connacht 38:15 (pierwsze przyłożenie w sezonie dla Kapsztadczyków zdobył najlepszy gracz poprzedniego sezonu w lidze, Evan Roos; Irlandczycy długo walczyli, ale na wyniku mocno zaważyła czerwona kartka dla Bundee Akiego, która kosztowała Connacht także nieuznane przyłożenie), Scarlets ulegli Ulsterowi 39:55 (aż 12 przyłożeń obu ekip i aż 30 punktów łącznika młyna z Belfastu, Johna Cooney’a – 2 przyłożenia, komplet 7 podwyższeń i 2 karne, a do tego jeszcze 3 asysty). Warto zwrócić uwagę, że w szkockich i irlandzkich drużynach wrócili reprezentanci kraju (choć dla odmiany Irlandczycy stracili kolejną grupę, która jedzie jako Irlandia „Emerging” do Południowej Afryki na Toyota Challenge).
• W tabeli po dwóch kolejkach na czele bez wielkiego zaskoczenia – dwie drużyny irlandzkie. Jednak kolejne dwie na samym dnie tabeli, a to już jest spora niespodzianka (zwłaszcza w przypadku Munsteru).
Rugby Europe Super Cup
• W Rugby Europe Super Cup osiągnęliśmy półmetek fazy grupowej – i w trzeciej jej kolejce zobaczyliśmy interesujące, w większości dość wyrównane spotkania. Najciekawiej zapowiadało się starcie drużyn z Półwyspu Iberyjskiego: hiszpańskich Iberians z portugalskimi Lusitanos. Faworytami wydawali się ubiegłoroczni wicemistrzowie turnieju, ale zwycięstwo w Valladolid nie przyszło im łatwo: co prawda po dwóch szybkich akcjach już po 20 minutach prowadzili 14:3, ale na początku drugiej połowy Hiszpanie wykorzystali ich osłabienie po żółtej kartce i zniwelowali straty do jednego oczka. Lusitanos ponownie odskoczyli na 22:13, ale pięć minut przed końcem karne przyłożenie dla Iberians znów dało gospodarzom kontakt. Mieli przewagę jednego zawodnika, ale w doliczonym czasie przegrali własny aut na połowie rywali i ostatecznie ulegli 20:22. W drugim meczu grupy zachodniej zmierzyły się ekipy z Holandii i Belgii. Tu również było ciekawie: kilka minut przed końcem Devils z Brukseli zmniejszyli stratę do 7 punktów, jednak w końcówce Delta nie dała im szans na doprowadzenie do remisu i wygrała 21:14. Na wschodzie jedna niespodzianka: w niemiłosiernym błocie i ulewnym deszczu beniaminek z Batumi odniósł pierwsze zwycięstwo w turnieju, pokonując Tel Aviv Heat 19:11 (duże znaczenie miał okres gry izraelskiej ekipy w drugiej połowie w podwójnym osłabieniu: z 0:6 zrobiło się 14:6 dla Gruzinów). W drugim meczu wszystko przebiegło zgodnie z planem: broniący tytułu gruziński Black Lion wygrał z beniaminkiem z Bukaresztu 43:21 (choć do przerwy walka była wyrównana). Na półmetku rywalizacji na wschodzie sporą przewagę nad resztą stawki ma Black Lion, a resztę drużyn dzielą tylko dwa punkty. Na zachodzie faworytami do awansu są Lusitanos (jedyna drużyna w stawce z kompletem zwycięstw) i Iberians.
NPC - Nowa Zelandia
• Powoli dobiega końca runda zasadnicza nowozelandzkich mistrzostw prowincjonalnych – NPC. W przedostatniej kolejce hitem było starcie dwóch potęg, Canterbury i Aucklandu. Ósme zwycięstwo w dziewięciu meczach tego sezonu odniosła ekipa z Christchurch, która pokonała rywali z północy 38:20. Auckland miało niezły początek, po kwadransie prowadziło 10:0, ale potem w ciągu kilku ostatnich minut pierwszej połowy, grając w osłabieniu po żółtej kartce, straciło aż 21 punktów. Drugą połowę lepiej zaczęło Canterbury, a gwoździem do trumny Auckland była w końcówce czerwona kartka Niko Jonesa (zwożonego zresztą wtedy z boiska po zderzeniu głowami): Canterbury wygrało 38:20 i ma już 16 punktów przewagi nad drugim w tabeli jego grupy Auckland. Gwiazdą meczu był młody Alex Harford, który zdobył 15 punktów, w tym 3 po drop goalu z niemal połowy boiska. Poza tym Wellington w starciu na szczycie pierwszej grupy pokonał Waikato 34:6 (zdecydował ostatni kwadrans, w którym stołeczna ekipa zdecydowanie dominowała), a niezwykle cenne dla walki o awans do play off zwycięstwa odniosły Tasman, North Harbour, Otago i Bay of Plenty (20:14 z Hawke’s Bay, które w ten sposób wypadło z czołowej czwórki swojej grupy). Stuprocentowo pewni awansu do ćwierćfinałów są tylko liderzy grup, Wellington i Canterbury. Tylko katastrofa mogłaby odebrać kwalifikację Bay of Plenty, Waikato i North Harbour. W grupie „Odds” zażartą walkę o awans toczą Otago i Hawke’s Bay, które mają identyczną liczbę punktów i niezwykle trudnych przeciwników za tydzień. W grupie „Evens” jedynym zagrożeniem dla Auckland i Tasman jest Northland, który ma sześciopunktową stratę do czwartego miejsca, ale do rozegrania jeszcze dwa spotkania (musi oba wygrać i liczyć na potknięcie rywali).
Baltic Top League - Litwa, Łotwa
• Zakończyła się faza zasadnicza w Baltic Top League. W ostatniej kolejce mieliśmy starcie dwóch dotąd niepokonanych drużyn: po emocjonującym meczu kowieńscy Ąžuolas pokonali Baltrex Szawle 23:20 i zajęli pierwsze miejsce w ligowej tabeli. Baltrex był drugi, pozostałe dwa miejsca w półfinałach przypadły zaś innej ekipie z Szawli, Vairasowi, i jednej z dwóch łotewskich drużyn w stawce, Livonii (w derbach Łotwy, w ten weekend, pokonała Miesnieki 27:10). Start play-off za tydzień.
Grzegorz Bednarczyk
Więcej informacji o rugby w kraju i na świecie przeczytasz na moim blogu „W szponach rugby” [kliknij]